W opowieściach dla dzieci maskotki są niezwykle wdzięcznym tematem. Łatwo jest wprowadzić wówczas atmosferę baśniowości i pełną wzruszeń fabułę – wystarczy pokazać zabawkę, która żyje i czuje, choć nie może z racji ograniczeń ruchowych w pełni uczestniczyć w codziennych wydarzeniach.
Recepta na literacki sukces wydaje się prosta: odwzajenmionej miłości dziecka bajkowa istota nie da rady okazać – przeżywa zatem wewnętrzne rozterki i cierpi w milczeniu czy samotności. Kate DiCamillo w książce „Cudowna podróż Edwarda Tulana” wykorzystuje ten właśnie schemat, schemat, który i w naszej rodzimej literaturze czwartej wielokrotnie powracał. Bohaterem swojej powieści czyni królika – maskotkę z porcelanową głową, snobistycznie traktującego (w duchu) rodzinę, w której się znajduje.
Cały szereg wypadków sprawia, że Edward (tak ma na imię królik) odbywa przymusową i pełną niebezpiecznych przygód podróż, trafiając to na złych, to na dobrych ludzi. Dramatyzmu całej historii oczywiście dodaje fakt, że Edward jako maskotka wydaje się być niezniszczalny, a przynajmniej nieśmiertelny: może leżeć na dnie oceanu albo pod zwałami śmieci, by wkrótce przeżyć kolejną przygodę. W podróży nauczy się najważniejszych uczuć: miłości, przyjaźni, tęsknoty i przywiązania, strachu i nadziei – czyli standard w baśniowych historiach. Jest to bez wątpienia opowieść piękna, wzruszająca, chwytająca za gardło i z morałem. Jest to klasyczna zupełnie historia, staroświecka i urzekająca. Jest to powieść, która wzbudzi zachwyt i uznanie rzesz czytelników, ze względu na te właśnie emocje, jakie może wywołać.
Ilustracje Bagrama Ibatoulline’a podsycają jeszcze estetycznie bez zarzutu baśniowo-emocjonalną stronę książki. Ale czegoś tu za mało. Widać szwy – wyraźne są te miejsca, w których Kate DiCamillo zamierzała wywołać wzruszenie. To starannie wypracowane, zaplanowane z całą świadomością literackiego warsztatu fragmenty, lecz ten właśnie wysiłek autorki, by zrobić wrażenie na czytelnikach, psuje ostateczny efekt świadomym odbiorcom.
Podkreślę raz jeszcze: docelowa grupa nie dostrzeże w zabiegach DiCamillo tanich chwytów i gry na emocjach – na szczęście. Uzyska zatem godną polecenia, która mogłaby nawet stać się lekturą szkolną dla maluchów. Dla mnie celowa „staroświeckość”, stylizacja na książki z kanonu literatury czwartej, okazuje się największą wadą powieści o Edwardzie Tulanie. Wszystko, wszystko, o czym pisze autorka, już było – niejednokrotnie i w wiele lepszej wersji. Połączenie rozmaitych chwytów i pomysłów w jeden szybki tekst nie daje odbiorcom nic nowego: co najwyżej szybki przegląd sprytnego wyzyskania mechanizmów „uczuciowości”.
Dodatkowo atrakcyjnej fabule nie towarzyszy głębsza analiza kolejnych wydarzeń, rytm powieści jest zdecydowanie zbyt szybki. Ładnie rozwiązała autorka kwestię kolejnych metamorfoz bohatera, którym towarzyszy zwykle zmiana imienia. Ładnie pokazała ludzi doświadczonych przez los, w wysłużonym króliku pokładających swe nadzieje, zwierzających się Edwardowi ze swych marzeń i tęsknot. Mimo wszystko pozostaje jednak niedosyt. Wiem, że doszukuję się elementów niewidocznych na pierwszy rzut oka. Tak samo jak jestem pewna, że „Cudowna podróż Edwarda Tulana” zachwyci odbiorców bezgranicznie i bez zastrzeżeń.
Izabela Mikrut
Oto drogi czytelniku, opowieść o malutkiej, słabowitej myszce o niezwykle wielkich uszach, o myszce, która bierze swój los we własne ręce. Jest to także...
Co zrobić, kiedy świat staje na głowie? Zmienić go, oczywiście. A przynajmniej spróbować. Pierwsza część cyklu o przygodach trzech przyjaciółek z niewielkiego...