Czy ze stratą można się pogodzić? Czy po śmierci dziecka rodzic może przejść do porządku dziennego? Co to znaczy „prawidłowo" przeżywać żałobę? Czy koniec czyjegoś życia może stać się początkiem czegoś innego? Zmian na lepsze? Walki o siebie? To zaledwie nikły odsetek pytań, na które stara się odpowiedzieć Monica Wood w swojej poruszającej, wielowarstwowej i niezwykle wnikliwej opowieści Chłopiec jeden na milion.
Ona Vitkus to 104-letnia imigrantka z Litwy, którą każdej soboty odwiedza jedenastolatek, mały skaut, w ramach pomocy osobom starszym przy domowych pracach porządkowych. Między staruszką a chłopcem rodzi się szczera przyjaźń, chłopiec podbija serce Ony i wlewa w nie nadzieję, że jeszcze uda się jej wpisać na karty Księgi Rekordów Guinnessa. O planach, jakie snuje chłopiec wraz z Oną, o jego przesadnej fascynacji rekordami i budzącej niepokój nadwrażliwości dowiadujemy się, gdy chłopca już nie ma. Nie jest nam dane się z nim spotkać. Właściwie wszystko, co o jedenastolatku usłyszymy, wszystkie wydarzenia z jego udziałem lub te, których był świadkiem, przewijają się przed oczami czytelników jedynie jako przebłysk ulatujących wspomnień.
Ze stratą próbuje pogodzić się matka chłopca, Belle, na której spoczywał cały ciężar opieki i odpowiedzialności za syna. Wiadomość o śmierci stara się przyswoić Quinn, ojciec, niespełniony muzyk i gitarzysta, który w zasadzie był nieobecny przez większą część życia chłopca. Z odejściem musi poradzić sobie również Ona – kobieta, która mimo zmierzchu życia, mimo tego, że w zasadzie przeżyła wszystkich i wszystko, co można było w życiu przeżyć, chce osiągnąć jeszcze jeden cel. Tę trójkę osób łączy strata jednego chłopca, przeżywana na różne sposoby. Strata, która rodzi żal, niedowierzanie, pretensje i wyrzuty sumienia, że być może tej przedwczesnej śmierci udałoby się uniknąć. Strata, która pokazuje, że na zgliszczach także można zacząć budować coś nowego, coś dobrego.
W książce Chłopiec jeden na milion dostrzec można delikatne echa bestsellera Oskar i Pani Róża Erika Emmanuela-Schmitta, który pokochały miliony czytelników na całym świecie. Zauważyć da się uniwersalność wymowy książki Wood. Z jednej strony tytułowy chłopiec to wyjątkowe, obdarzone nieprzeciętnymi zdolnościami dziecko, które wymaga także sporej uwagi i troski ze strony najbliższych. Śmierć dosięga go niespodziewanie, podczas porannej przejażdżki na rowerze. Chłopiec nagle, bez żadnych objawów czy budzących niepokój symptomów, po prostu umiera na niezwykle rzadką chorobę. Mimo tej niepowtarzalności i wyjątkowości całej sytuacji – mamy do czynienia z chłopcem jedynym w swoim rodzaju – autorka nie podaje jego imienia. Na czterystu kilkudziesięciu stronach powieści ani razu nie pada jego imię. Przypadek? A może uniwersalność opowiedzianej historii? Albo fakt, że imię to tylko słowo, a słowo nigdy nie odda w pełnej krasie tego, kim i jacy naprawdę jesteśmy?
Rozdziały w powieści Moniki Wood przeplatane są „nagraniami" wypowiedzi, jakich udzielała Ona Vitkus swojemu małemu przyjacielowi. To strzępy opowieści, urwane zdania, często wyrane z kontekstu, odpowiedzi na pytania, które sami musimy zadać – trochę jak w teleturnieju „Va banque". A jednak historie te zdradzają więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Ona Vitkus wspomina w nich swoje długie, naznaczone licznymi doświadczeniami życie. Opowiada o traumach wojny, które długim i smutnym cieniem odznaczyły się na jej życiu, o przedwczesnym macierzyństwie, nieudanym małżeństwie, pracy, która nie dawała satysfakcji, przyjaźni, w której nie obyło się bez zdrad i o ciągnących się latach samotności. O tym, co wydarzyło się w kolejnych dekadach jej ponadprzeciętnie długiego, rozciągniętego na przestrzeniu dwóch stuleci życia.
Monica Wood starannie portretuje swoich bohaterów. I chociaż w centrum opowieści cały czas znajduje się jedenastoletni chłopiec, tak naprawdę niewiele o nim wiemy, choć to właśnie za jego sprawą mamy szansę poznać jego dwukrotnie ze sobą rozwiedzionych rodziców, ich rodzinne historie, nieporozumienia i rozczarowania, a także zdumiewającą historię Ony. Na tyle zaskakującą, że kobieta sama nie wierzy w to, w jaki sposób chłopiec przywrócił jej pamięć o dawno zapomnianym ojczystym języku i wydarzeniach, które już jako czterolatka zdążyła wyprzeć ze świadomości.
Chłopiec jeden na milion to opowieść, która przede wszystkim zmusza do refleksji nad kruchością i nieprzewidywalnością ludzkiego życia. Nad tym, jaki mamy wpływ na bieg wydarzeń oraz na to, czego zmienić nie możemy. To także historia o bezinteresowności i szczerości, ale również o rozczarowaniach i gonieniu za upragnionym celem i marzeniami. To – wreszcie – opowieść o samotności i przeciwstawionej jej sile przyjaźni, która pojawia się zupełnie przypadkiem i łączy ludzi, których dzieli niemal wszystko.