Są książki, które się nie zestarzeją nigdy. Tak jest między innymi z Carrie Stephena Kinga. Motyw prześladowania, gnębienia kozła ofiarnego to wątek, który istnieć będzie, dopóki istnieć będzie ludzkość.
Temat nośny - nic dziwnego, że sfrustrowany nauczyciel, dorabiający do pensji pracą w pralni bohaterką swojej debiutanckiej książki uczynił właśnie wyrzutka: dziwaczną licealistkę, stały obiekt kpin i zaczepek. Carrie White to brzydka i nieciekawa dziewczyna. Nie jest buntowniczką czy też ironicznym komentatorem licealnej rzeczywistości. Zdecydowanie nie jest dziewczyną, która ze swojej odmienności uczyniła atut, buntując się przeciwko skretyniałym regułom, jakie zawsze rządziły światkiem szkolnym. Nie, to naprawdę stereotypowa „szara myszka”, która początkowo nie budzi żadnej sympatii nawet w czytelniku. Zahukana dziewczyna, której pozycji nie pomaga fakt, że posiada zdziwaczałą matkę, dewotkę religijną o radykalnych poglądach na sprawy wiary i na wychowanie własnego dziecka.
Od jednego okrutnego żartu do drugiego przebiega beznadziejna egzystencja Carrie, przerywana z rzadka gwałtowniejszymi wybuchami matki. Czytelnik, obeznany z mitami kultury popularnej, czeka na zmianę - zna wszak filmy i książki o brzydkim kaczątku, które za sprawą jakiegoś zdarzenia zmienia się w łabędzia. Ileż to filmów nakręcono o nieatrakcyjnych dziewczątkach, które zostają królowymi balu, prawda? W paskudnym, szarym świecie Carrie także jest miejsce na marzenia o balu licealnym, który mogłaby spędzić w ramionach swego "księcia z bajki" - szkolnego przystojniaka.
Momentem przełomowym w życiu Carrie okazuje się moment, w którym dziewczyna dostaje okresu. Wtedy budzą się w niej zdolności telekinetyczne, a to nie wróży najlepiej… King pozwala jednak czytelnikom na chwilę uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze, Kopciuszek udaje się więc na bal w pięknej sukni, gdzie zostaje Królową balu. Jednak zamiast szczęśliwego zakończenia czeka nas zemsta upokorzonej dziewczyny, której moc wyrywa się spod kontroli w ataku szału, sprawiając dręczycielom krwawą łaźnię…
Carrie nie jest doskonała. To debiut i czasami ten fakt jest dosyć widoczny, nawet przy sporych zdolnościach rzemieślniczych Kinga. Zbytnie pofolgowanie sobie w krwawym finale, nierzadko przerysowane sylwetki bohaterów czy też przesadne próby urealnienia opowieści (poprzez dodawanie szczegółów takich, jak rodzaj gumy żutej przez bohaterów) – to wszystko jednak nie psuje przyjemności płynącej z lektury.
Miłośnicy twórczości Kinga mogą być jedynie zaskoczeni znikomą objętością książki - wszak wielostronicowe fabuły to domena „króla horrorów”. Jednak niewielka objętościowo pozycja jest prawdziwym koncentratem, kwintesencją pisarstwa tego autora. Wszechwiedzący narrator uzyskał wsparcie w postaci fragmentów fikcyjnych gazet, książek, czy też zapisków z dziennika i notatek prasowych, co przyczynić się miało do mocniejszego osadzenia opowieści w rzeczywistości. Jak zwykle, pojawiają się dzieci, problemy związane z konfliktami na linii dziecko–dorosły, a także młodzieńcze jeszcze widzenie świata. Nie zabrakło także maniaków oraz sennej, małomiasteczkowej atmosfery. Carrie nie mieszka jeszcze w Castle Rock, mieścinie już kultowej dla fanów Kinga, lecz w wymyślonym Chamberlain, które ma jednak cechy właściwe małym społecznościom amerykańskim. Śliczne dziewczątka i ich podłe pomysły, przystojni sportowcy, znęcający się nad słabszymi i pobłażliwi nauczyciele, bardziej sfrustrowani niż spełnieni – prawdziwy obraz amerykańskiej prowincji, z jakim sam autor wielokrotnie się spotykał, najpierw jako uczeń, potem - jako belfer.
Bez przesadnego dydaktyzmu, unikając moralizowania, King każe nam zastanowić się nad powszechnością istnienia instytucji szkolnego "popychadła" i ewentualnych następstw takiego stanu rzeczy.
At 9.05 a.m. in Room 16 of Placerville High School Mrs Underwood realised that she had to go back to the basics in Algebra. The exam results had not been good......
Paul Sheldon jest autorem poczytnych tandetnych romansideł. Jego cykl o Misery Chastain zdobył ogromną popularność. Autor miał jednak już dość swojej...