Recenzja książki: Bóg urojony

Recenzuje: Magdalena Galiczek-Krempa

Richard Dawkins, brytyjski profesor biologii, nazwany niedawno przez magazyn „Discover” „rottweilerem Darwina” znany przede wszystkim ze swoich licznych publikacji naukowych (Samolubny gen, Rozplatanie tęczy, Fenotyp rozszerzony), wydał ostatnio książkę, która wzbudziła wiele kontrowersji, spotkała się z ogromną ilością zarówno pozytywnych, jak i negatywnych opinii czy komentarzy. Bóg urojony – bo o tej publikacji mowa – to książka, obok której nie można przejść obojętnie. Dawkins, stawiając po jednej stronie barykady naukę, a po drugiej wiarę, wybiera oczywiście tę pierwszą, starając się równocześnie przekonać czytelnika do swoich poglądów. I nie byłoby w postawie profesora niczego dziwnego, gdyby swoich racji nie głosił w sposób nachalny, a postawy religijnej nie mieszał on z błotem już od pierwszych stron książki.

 

Czy, mając po swojej stronie naukę wraz z jej wszystkimi dotychczasowymi dokonaniami, można z całą pewnością stwierdzić, że Bóg jest tylko iluzją, mitem, zakorzenionym od pokoleń w naszej podświadomości? Dawkins twierdzi, że tak, podając szereg argumentów, które rzekomo mają ten stan rzeczy potwierdzić. W samym wstępie Dawkins wyraża przekonanie, że po lekturze jego dzieła czytelnik na pewno odrzuci wiarę i dołączy do szeregu ateistów. Bierze oczywiście pod uwagę czytelników „opornych”, których żadne argumenty nie przekonają, a którzy „niestety” do końca będą żyć w swoich „zabobonach”. Zresztą taką postawę wobec ludzi wszystkich wyznań Dawkins prezentuje na kartach całej książki. Początkowo jest to element rażący, jednak gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że profesor po prostu zdaje się być „ewolucyjnym fundamentalistą”, traktujemy kolejne obelgi z przymrużeniem oka. Poza tym, co pewien czas Dawkins przytacza fragmenty listów lub wypowiedzi ludzi wierzących, wykpiwając ich treści, zwłaszcza, gdy nie posiada na podorędziu żadnych precyzyjnych argumentów na potwierdzenie swych tez. Jest to sposób argumentacji daleki od naukowego.

 

Smutnym jest również to, że profesor znacznie mniej uwagi poświęca ludziom „umiarkowanie religijnym”, a znacznie więcej - fundamentalistom, którym zarzucić można znacznie więcej. Zresztą dla Dawkinsa nie istnieją ludzie o umiarkowanych przekonaniach religijnych, twierdzi on bowiem, że każdy taki „umiarkowany” człowiek i tak w końcu przerodzi się w fundamentalistę – to tylko kwestia czasu. Co zatem profesor ma nam do powiedzenia, w jaki sposób chce nas przekonać do „nieistnienia Boga”? Podstawowym argumentem Dawkinsa jest oczywiście ewolucja z wszystkimi jej dokonaniami. Oprócz dowód bezpośrednich (skamieniałości, materiału kopalnego, szczątków dinozaurów i innych organizmów), autor prezentuje również dowody pośrednie – ewolucyjne przekształcenia kończyn, układu nerwowego bądź ewolucję oka – poczynając od wirków posiadających oczka proste, a na owadach czy nawet ludziach kończąc. Dołączając do tego dobór naturalny, Dawkins próbuje przekonać, że życie na Ziemi nie zostało stworzone przez jakąś formę wyższej inteligencji, ale pojawiło się samo (jest „prawdopodobieństwem nieprawdopodobnego”). W końcu, jak twierdzi, na Ziemi w jej długiej historii zaszło wiele skomplikowanych reakcji chemicznych, z których powstały najpierw proste, a później coraz bardziej skomplikowane związki chemiczne, z których następnie wytworzyły się pierwsze jednostki replikujące (DNA czy RNA).

 

Nic w faktach Dawkinsa nie zaskakuje – w końcu wiedzy o ewolucyjnym powstaniu życia na Ziemi uczy się na lekcjach biologii w liceum. Jednak Dawkins na ewolucji nie poprzestaje. Oprócz nauki, w jego książce znacznie więcej jest filozofii, a nawet - psychologii. Próbując dowieść, że moralność i wiedza człowieka na temat tego, „co jest dobre, a co złe” nie bierze się z religii ani ze świętych ksiąg, profesor przytacza osiągnięcia doboru naturalnego. Mówi, że to właśnie dobór naturalny faworyzował osobniki, które nie szkodziły innym w stadzie, pozwalając im się swobodnie rozmnażać i przekazywać geny „dobra” kolejnym pokoleniom. Co do świętych ksiąg, Dawkins kwestionuje ich jakąkolwiek wartość, twierdząc, że Stary Testament źródłem moralności być nie może (podaje kilka krwawych przykładów z Pisma), Nowy jest niespójny, a na szczególną uwagę (i kpinę) zasługuje Apokalipsa św. Jana. Jednak oprócz wszystkich zarzutów, jakie autor stawia Biblii, wiele przemyśleń rzeczywiście skłania do zastanowienia.

 

Po pierwsze (i chyba najważniejsze): Dawkins znakomicie odrobił pracę domową, zapoznał się bowiem jeśli nie z całością, to ze znakomitą większością Pisma Świętego – tak swobodnie jego treścią operuje. Jego pierwszy zarzut dotyczy zatem chrześcijan, którzy opierając swoje życie na Piśmie, nawet go nie znają. Po drugie: Dawkins stwierdza, że nie można odczytywać Biblii dosłownie – zwłaszcza Starego Testamentu. Stawia jednak pytanie – które fragmenty są metaforyczne, a które nie i na jakiej podstawie dokonuje się takiej a nie innej ich klasyfikacji. I to już jest boleśnie zasadne pytanie.

 

To jednak nie wszystko. Po trzecie – jeśli historię Adama i Ewy interpretować w sposób metaforyczny, to pojawia się nielogiczność – czy Jezus, przychodząc na świat, nie odkupił win wszystkich ludzi, począwszy od Adama? Ale skoro Adam jest tylko metaforą, to czy Jezus umarł za mit? W trakcie swego wywodu Dawkins sukcesywnie stara się podważyć lub obalić wszystkie dowody teologiczne istnienia Boga. Twierdzi, że modlitwa nie ma najmniejszego sensu, gdyż doświadczenie – modlono się za jedną grupę chorych w szpitalu, a za inną nie – nie przyniosło dowodów na to, aby pacjenci z pierwszej grupy wyzdrowieli szybciej. Ten argument dla chrześcijan jest bezsensowny, bo chyba każdy wierzący sam zauważy, że i taka postawa, i podejście do modlitwy w sposób "naukowy" są co najmniej nieodpowiednie.Co więcej jednak, u pacjentów, którzy wiedzieli, że ktoś się za nich modli, częściej pojawiały się komplikacje, spowodowane według Dawkinsa złudną nadzieją na wyzdrowienie.

 

Również istnienie cudów Dawkins próbuje poprzeć naukowo. Dajmy na to: figurka Najświętszej Panienki pomachała do nas ręką. Człowiek wierzący uzna to za cud. Dawkins twierdzi, że to energia kinetyczna atomów (i cząsteczek elementarnych), z których składa się ręka figurki, nadała nagle wszystkim cząsteczkom jednakowy kierunek, w wyniku czego nastąpiła zmiana położenia ręki. Jest to nieprawdopodobne – ale w końcu cuda też zdarzają się rzadko – twierdzi Dawkins.

 

Szczególną uwagę Dawkins zwraca na wychowanie dzieci w wierze. Uważa on bowiem, że nie ma „katolickich” czy „muzułmańskich” dzieci. Są za to dzieci katolickich albo muzułmańskich rodziców. Dzieci są za małe, by same mogły decydować o wyznaniu. Odpowiedzialność za ich religijność ponoszą oczywiście rodzice, którzy indoktrynują swoje pociechy i na siłę „wtłaczają” im prawdy wiary.

 

Na stronach książki Dawkinsa nie mogło zabraknąć również problemu aborcji czy eutanazji. Profesor jednak trochę pogubił się w faktach, próbując dowieść słuszności i zasadności tych praktyk. Twierdzi on bowiem, że eutanazja jest dobra – chociażby dlatego, że skraca cierpienie człowieka – a co najważniejsze dla człowieka wierzącego – skraca jego czas oczekiwania na spotkanie z Bogiem. Niestety, Dawkins nie wziął pod uwagę jednej, zasadniczej rzeczy – życie nie jest własnością człowieka, nie może więc nim dysponować w dowolny sposób – zostało mu ono bowiem powierzone przez Boga. A na pewno nie wolno mu się z własnej woli go pozbawić.

 

Co do aborcji, to pojawia się znany już od dawna problem – kiedy embrion można uznać za człowieka. Dawkins nie udziela odpowiedzi na to pytanie, jednak zapewne nie uważa, by płód w organizmie matki można już było nazwać człowiekiem (co jest sprzeczne z nauką Kościoła – tu bowiem z człowiekiem mamy do czynienia już w momencie zapłodnienia).

 

Kolejnym problemem jest kwestia molestowania fizycznego i psychicznego dzieci przez duchownych. Oba rodzaje są złe, jednak według Dawkinsa gorszy wpływ na dziecko ma molestowanie psychiczne (rozumiane jako indoktrynacja), ponieważ pozostawia trwałe ślady w psychice i podświadomości. Oczywiście nie brak w tej części obelg i oskarżeń wobec duchownych (jakby tylko oni byli pedofilami).

 

Dawkins uważa, że Bóg i religia ostali się w ludzkiej psychice na zasadzie „niewidzialnego przyjaciela z dzieciństwa”, do którego można się zwrócić w każdej sytuacji i z każdym problemem. Dawkins wdzięcznie nazywa to „fisiem”. Profesor na podstawie analizy wyników wielu badań twierdzi, że wiara i religia wiążą się z brakiem wykształcenia lub niskim poziomem inteligencji, a także niosą z sobą wysoki poziom przestępczości (bójki i walki na tle wyznaniowym). Wątpliwie pozytywnym skutkiem, według Dawkinsa, jaki daje ludziom religia jest ukojenie i pocieszenie, które – jak zaraz dodaje - można również czerpać z innych źródeł. Zatem wiara i religia nie są niezastąpione – istnieją na zasadzie wypadkowej wielu procesów ewolucyjnych. Zresztą, jak twierdzi Dawkins, po co chorym pocieszenie, skoro i tak wiedzą, że prędzej czy później umrą? Uleczenie przedłuży im tylko życie, ale nie uchroni nikogo od śmierci. Autor oczywiście kategorycznie zaprzecza istnieniu życia po śmierci. Książkę Dawkinsa wieńczy zachwyt nad możliwościami i osiągnięciami nauki, która otwiera oczy i tłumaczy stan zastanej rzeczywistości. Według naukowca życie można zawrzeć w kilku wzorach matematycznych, dołożyć trochę fizyki i chemii, a wszystko uwieńczyć biologią. I do takiego wniosku ma nas doprowadzić książka Bóg urojony.

 

Z naukowego punktu widzenia publikacja nie jest w żaden sposób odkrywcza – jest zbiorem przemyśleń i kontrargumentów dotyczących istoty religii oraz jej miejsca we współczesnym świecie. Język, jakim posługuje się profesor, jest arogancki i agresywny – w stosunku do wierzących. Pojawia się kilka naukowych terminów, które są jednak objaśniane w przypisach.

 

Idea napisania i wydania książki jest jasna. Współczesny świat coraz bardziej zapełnia się ludźmi wątpiącymi i ateistami, a publikacja Dawkinsa tych pierwszych ma przekonać do porzucenia wiary, natomiast tych drugich powinna umocnić w ich przekonaniach. Jak zareaguje człowiek wierzący? Przyjmie dowody Dawkinsa – w końcu wielu katolików czytających jego publikacje nie jest fundamentalistami ani skrajnymi kreacjonistami – skonfrontuje ze swoimi przekonaniami i przemyśli zarzuty, jakie Dawkins stawia wierze. Skoro najmocniejszą bronią, jaką wytacza w Dawkins w Bogu urojonym są słowa (obelgi i arogancja), to chyba nie jest to oręże zbyt silne. W końcu – jak by nie patrzeć - to teologia zajmuje się rzeczami, których ani biologia, ani fizyka, chemia czy matematyka nie są w stanie wyjaśnić.

Kup książkę Bóg urojony

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Bóg urojony
Książka
Bóg urojony
Dawkins Richard
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy