Powietrze wchodzi przez prawą dziurkę w nosie… Powietrze wchodzi przez lewą dziurkę w nosie… Powietrze wchodzi obiema dziurkami w nosie…
Te słowa przewijały się przez większą część kursu medytacji, w którym uczestniczyła Beata Pawlikowska podczas swej podróży po północno-zachodnich Indiach. Kursu, który zamiast oczyszczenia okazał się bolesną i traumatyczną operacją na otwartym mózgu. Kursu, z którego nie można było zrezygnować w dowolnym momencie. Trudno było nawet uciec.
Jak to się stało, że tak doświadczona podróżniczka, od lat samotnie zwiedzająca świat wzdłuż i wszerz, dobrowolnie oddała to, co zagranicą niezbędne: paszport, pieniądze, telefon? Czemu dziesięciogodzinne medytacje (za trzymetrowym murem z drutem kolczastym) nie spełniły jej oczekiwań? Opowiada o tym w swej najnowszej – jednej z kilkudziesięciu – książce, Blondynka nad Gangesem.
Nietypowa przygoda, jaka stała się jej udziałem, stanowi jedynie część relacji z niedoszłej podróży do Bangladeszu. Prócz niej autorka dzieli się też swoimi egzystencjalnymi refleksjami na temat życia, wiary, relacji międzyludzkich. Przemyśleniami tym cenniejszymi, że stanowiącymi owoc odważnych, samotnych wypraw i bezpośredniego poznawania świata (bez hoteli, rezerwacji, przewodników). Wydaje się jednak, że w pewności co do swoich przekonań czasami posuwa się bardzo daleko – na przykład gdy zwraca się do odbiorcy, formując zdania oznajmujące w drugiej osobie. Określa wówczas uczucia czytelnika w potencjalnie możliwej sytuacji, tak, jak gdyby były one oczywiste i łatwo przewidywalne. Pisze na przykład: to tylko nudna wycieczka, która wyda ci się bardziej męcząca niż ciekawa.
Warto jednak docenić jej doświadczenie. Bo każda wyprawa umożliwia nie tylko odkrywanie nowych zakątków świata, ale też lepsze poznawanie siebie – chociażby poprzez ukazywanie własnej polskości czy europejskości w lustrach różnych kultur. Odbicia, jakie widzi Pawlikowska, nierzadko skłaniają ją do krytycznej oceny rodzimych wzorców czy zachowań. Przy okazji spotkania z hinduskimi studentami debatującymi na temat moralnego życia, zauważa ona:
W tym samym czasie w Europie nauczą cię różnych powierzchownych sztuczek – jak manipulować rozmówcami, jak zrobić lepsze wrażenie, jak znaleźć najlepszą okazję, gdzie tanio kupić i jak coś łatwo załatwić.
A w Indiach ludzie koncentrują się na tym, co jest naprawdę ważne.
Tak jednoznaczna ocena – choć z pewnością nie bezpodstawna – może budzić sprzeciw niektórych czytelników. Bo czy w polskim pociągu Beata Pawlikowska nie mogłaby spotkać młodych ludzi równie mocno skoncentrowanych na swym rozwoju duchowym (a nie walce o przyjemne czy wygodne życie)? Oczywiście, że tacy Polacy – a więc i Europejczycy – istnieją! Nawet, jeśli nie stanowią większości.
Pozostaje mieć nadzieję, że pokonają oni główny nurt na tyle, że nie spełni się czarna wizja Beaty Pawlikowskiej, zawarta w jej pytaniu o naszą sytuację za dwadzieścia lat: gdzie będzie wtedy Europa z legalną marihuaną, powszechnym obyczajem picia alkoholu, otyłością i sztuczkami autoprezentacji?...
Byle tylko coraz więcej osób miało odwagę na wyruszanie w podróże w głąb siebie.
Moc pozytywnego myślenia. Świat jest dobry kiedy patrzysz na niego dobrymi oczami. Bo to, co się w nim dzieje, jest odbierane przez ciebie przez pryzmat...
Kontynuacja bestselleru „Jestem szczęśliwym singlem“. Z tej książki nauczysz się jak być w szczęśliwym związku i znajdziesz odpowiedzi na...