Jako gatunek jesteśmy podobno coraz słabsze fizycznie, choć udało nam się wywalczyć więcej praw. Pepsi Eliot zwraca uwagę na fakt, że prymitywne kobiety były w stanie nosić swoje potomstwo jedną ręką, podczas gdy drugą trzymały się gałęzi. Współczesne kobiety potrzebują wózka, by przemieszczać się z dzieckiem. Jaki z tego wniosek? Trzeba wziąć się za siebie, za swoje mięśnie i sprawność fizyczną. Książka zatem do kobiet jest skierowaną, do tych samotnych, z obwisłym biustem, za dużym brzuchem, do tych mężatych, ale z poczuciem zmarnowanego życia. Rozwiązaniem dla nich okazać się może aktywność fizyczna, a przynajmniej chęć, by coś w swym życiu zmienić, do czego autorka namawia. Ale czy przekonuje skutecznie?
Rodzi się w trakcie lektury podejrzenie, że książka jest przerobionym blogiem autorki, w którym prowadziła ona na bieżąco swe zapiski, dzieląc się refleksjami o życiu: Żywot ma to do siebie, że zawsze jakiegoś fortelu użyć może. Kto na taką ewentualność niczego w zanadrzu nie chowa i swoją bezbronnością jedynie może w odwecie szczerym się pochwalić, ten już niech pakuje walizki i w miarę bezpiecznym schronie się obstaluje. I to polecam czytelnikom. W przeciwnym razie trudno będzie przebrnąć przez stylistyczne zawiłości. Trzeba się im poddać całkowicie lub zawczasu zaniechać czytania, by nie zabrnąć za daleko i kwiecistą polszczyzną się nie zarazić. Bo może to grozić trwałym zatruciem i niemożnością porozumienia się z bliskimi.
W kilkudziesięciu felietonach blogerka Pepsi Eliot pokazuje najpierw swoje przemyślenia dotyczące otaczającej jej rzeczywistości, kultury i religii, by następnie przejść do działania - a raczej do pokazania siebie w biegu. Czyni to wszystko w charakterystycznym dla siebie stylu. A jest to styl barokowy, pełen skomplikowanych fraz, przestawnego szyku zdań i wyszukanych ozdobników. Robi to wrażenie na początku, gdy czytelnik niejako zachłystuje się erudycją autorki, z czasem jednak zaczyna męczyć. Czasem zabawna, czasem - irytująca, czasem mądra, czasem odkrywcza, Pepsi Eliot pisze w sobie właściwy sposób. Może to jednych zniechęcać, innych zachwycać. W każdym razie książkę czyta się niczym zapiski sarmackiego szlachcica, który mądrościami swymi życiowymi podzielić z czytelnikami się raczył, aby i potomni mogli z jego wywodami a przygodami się zapoznać. Jak widać, styl ten zaraźliwym jest, ale czy do biegania namawia? Biegania chyba w tej książce jest najmniej, najwięcej zaś słów, słów, słów - wymieszanych, rozwiniętych, poprzestawianych w szyku, by nadać publikacji oryginalności. I sprawności w operowaniu słowami autorce bez wątpienia odmówić nie można.