Recenzja książki: Bez słów
Czasami słowa są zbędne. Pokrewieństwo dusz sprawa, że wystarczy jedno spojrzenie, by nie trzeba było nic mówić. To takie piękne, takie poetyckie. Co więcej: słowa bywają bolesne i przykre. Może więc lepiej milczeć i kochać? To wszystko przestaje być dylematem, a staje się smutną rzeczywistością, kiedy nie mamy wyboru. Gdy milczenie jest wymuszone. Czy wtedy brak słów nadal jest tak romantyczny?
Bree, uciekając od traumatycznej przeszłości, trafia do małej miejscowości. Senne miasteczko przyjmuje ją z otwartymi ramionami. Wynajmuje mieszkanie, dostaje pracę i chociaż ciężkie wspomnienia nie chcą jej opuścić, dziewczyna zaczyna wychodzić na prostą. Któregoś dnia trafia na dziwnego, milczącego mężczyznę. Sama nie wiedząc, czemu, jest nim zafascynowana. Tym bardziej, że on nie ma ochoty na znajomość. Co jest przyczyną jego milczenia? Czyżby skrywał koszmar, równie trudny do zniesienia, co Bree? Czy dwie poranione dusze są w stanie się nawzajem uleczyć?
Historia nabiera tempa bardzo powoli. O ile w
Stingerze autorka wrzuca czytelników od razu w sam środek akcji, o tyle
Bez słów wymaga cierpliwości. Opłaca się jednak, ponieważ subtelnie budowana atmosfera zagęszcza się w drugiej połowie książki i od tego momentu trudno oderwać się od lektury.
Główna oś fabularna to przede wszystkim romans. Słodki, typowy i bardzo emocjonalny. Budzi wiele emocji, ale też nasuwa mnóstwo skojarzeń. Z jednej strony odwołuje się do silnych uczuć oraz bolesnych doświadczeń, a z drugiej - skłania do refleksji. Wszystko to jednak nieustająco przywodzi na myśl inne tytuły należące do tego gatunku. Podobną przeszłość miała bohaterka książki, którą czytałam stosunkowo niedawno. Zresztą literacki motyw odludka, mężczyzny milczącego zdaje się intrygować kobiety od zarania dziejów. Dlatego, pomimo wielu podobieństw do innych powieści, i tę książkę czyta się z dużą przyjemnością. Autorka tym razem nie siliła się na oryginalność i zaskakujące zwroty akcji, ale w ciekawy sposób skorzystała z utartych schematów, nieco je tylko modyfikując.
Chociaż Bez słów jest powieścią erotyczną, nie ma tu ciągu dziesiątek kolejnych scen łóżkowych. W książce jest ich zaledwie kilka. Opisy nie są może zbyt subtelne, ale piękne, choć dość... wtórne. Na podstawie tej historii nikt nie nauczy się nowych „pozycji", ale z pewnością niejednej czytelniczce szybciej zabije serce.
Świetnym zabiegiem było przekazanie prowadzenia narracji również męskiemu bohaterowi. To najciekawsze fragmenty książki. Sposób opisywania zdarzeń zmienia się zupełnie. Zabieg ten powinna autorka stosować zdecydowanie częściej, bo czytelnicy dzięki tym fragmentom tekstu nie tylko mają okazję zobaczyć wydarzenia z nowej perspektywy, ale i te partie tekstu najmocniej chwytają za serce.
Samo zakończenie nie jest może szczególnie zaskakujące, ale i tak wywiera mocne wrażenie. Ostatnie trzydzieści stron to szaleńczy maraton w stronę finału, w pełni satysfakcjonującego.
Bez słów nie jest może najlepszą z książek Mii Sheridan, jest pozostaje bardzo dobrą lekturą. Wzruszająca, romantyczna, miejscami nieco przesłodzona, ale poruszająca te struny duszy, które sprawiają, że kobieta czuje się szczęśliwa.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...