Czasem słowa nie są potrzebne, by wyrazić, co kryje się w sercu. Czy są takie rany, których miłość nie zdoła uleczyć?
Archer, obarczony niewypowiedzianym cierpieniem, mieszka w swojej samotni blisko lasu. Jest przekonany, że tylko tyle mu zostało.
Do sennego, pobliskiego miasteczka przybywa Bree. Dziewczyna liczy na to, że w końcu odnajdzie rozpaczliwie poszukiwany spokój. Gdy spotyka Archera, jej początkowa nieufność zamienia się w rosnącą fascynację outsiderem. Próbując przedrzeć się przez warstwy niedostępności i dzikości, jakimi Archer przez lata zasłaniał się przed innymi, Bree powoli rozbiera go z kolejnych tajemnic.
Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich od bolesnej przeszłości?
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2016-03-30
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: Archer's Voice
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
„-Tylko ciebie Bree-szepnęłam.-Tylko ciebie stać na to, by zakochać się w miejscowym pustelniku niemowie.-Ale po chwili się uśmiechnęłam. Może i pustelnik niemowa, ale za to mój”
Są na świecie książki, które pozostają w naszych sercach na zawsze.
Są historie, o których nie możemy zapomnieć i są bohaterowie tak zapadający w pamięć, że nawet po latach nie potrafimy wypuścić ich z głowy.
Kilka lat temu, wpadła mi w ręce książka "Bez słów" Mii Sheridan. Wracam do niej często w późniejszym czasie, nie raz czytając te najbardziej emocjonujące i te najbardziej chwytające za serce fragmenty, jednak pomijając trudne i raniące, bo, aż tak emocjonalnie na mnie wpłynęły.
Głowni bohaterowie to urocza Bree, która przeżyła w swoim dość młodym życiu, na prawdę traumatyczne chwile i zagubiony w swoim "dzikim" i niemym świecie Archer, dzielnie broniący się przed otaczającym go nieznanym światem, swoją niełatwą drogą do miłości, za każdym razem wzbudzali we mnie wachlarz emocji tak wzruszajacy, że pomimo to, chciałam do nich wracać i wracać.
Trudne momenty wciąż tak samo poruszające, te gorące wciąż tak samo wywołujące rumieńce. A te negatywne i bolesne, wciąż tak samo wkurzające i dobijające.
Fabuła jest tak niesamowita i tak wyjątkowa, że nie próżno szukać nam czegoś podobnego.
Reasumując. "Bez słów " to niezapomniana historia, pięknie napisana przez autorkę, a którą każdemu gorąco polecam!
Coś pięknego !!!
Czasem w życiu zdarzają się rzeczy, które zmieniają nas raz na zawszę. Często sprawiają, że nie potrafimy odnaleźć się we własnej skórze. Głęboko w sobie zakopujemy nasze tajemnice, pogrążając się w bezdennej ciszy. Czekając na ocalenie.
„Przyniosłeś ciszę, najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam, bo cisza była tam, gdzie byłeś ty. A teraz zabrałeś ją ze sobą. I wszystkie hałasy, wszystkie dźwięki świata, nie są na tyle głośne, żeby przebić się przez ból złamanego serca.”*
Los to bestia, która postanawia nikogo nie oszczędzać. Raz za razem wystawia nas na próby sprawdzając jak wiele jesteśmy wstanie udźwignąć. Archer Hale wraz z Bree Prescott są doskonałym przykładem świadczącym o bezlitosności losu, który w okrutny sposób postanowił z nich zadrwić…
Bree to niezwykle utalentowana młoda dziewczyna, która zaledwie kilka miesięcy temu w tragicznych okolicznościach straciła ojca, sama ledwo uchodząc z życiem. Nie potrafiąc poradzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością postanawia zabrać swojego pupila i ruszyć przed siebie w poszukiwaniu ukojenia. Po dwóch dniach nieustającej podróży samochodem wynajmuje mały domek na obrzeżach niezwykle spokojnego miasteczka gdzie postanawia rozpocząć nowe życie. Wracając z wieczornych zakupów wpada na miejscowego odludka - Archera rozsypując wszystkie swoje zakupy. Zestresowana dziewczyna szybko stara się je pozbierać ciągle przepraszając i mówiąc co tylko ślina przyniesie na język, jednak tajemniczy mężczyzna wydaje się tym w ogóle nie zainteresowany i pozbierawszy rozsypane zakupy odchodzi czym prędzej nie wypowiadając ani jednego słowa. Zaintrygowana jego zachowaniem Bree postanawia wypytać o niego swoją sąsiadkę licząc, że odkryje coś co pozwoli jej zrozumieć zachowanie Archera Hale’a. Czy młoda Bree Prescott będzie wstanie zmierzyć się z demonami Archera, ciągle nie pokonawszy własnych? Czy miłość wystarczy by uleczyć wszystkie rany?
„-Co ty tu robisz? - spytałam. -Wiem, że nie lubisz burzy, odpowiedział. Nic z tego nie rozumiałam. -Przyszedłeś na piechotę w tej ulewie, bo wiesz, że nie lubię burzy? Zawahał się, odwrócił wzrok i zmarszczył brwi. Potem znów na mnie spojrzał i po prostu skinął głową. -Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale pomyślałem, że jeśli posiedzę u ciebie na ganku, będziesz się mniej bała. Bo będziesz wiedziała, że nie jesteś sama.”*
Oczarowana cudowną okładką i wspaniałymi cytatami dzień po premierze pobiegłam kupić Bez słow. Na początku trochę się zawiodłam. Dość specyficzny sposób pisania autorki sprawił, że ciężko było wczuć się w początkowe losy Bree Prescott do czego zapewne swoje pięć groszy dorzuciła również niedawno przeczytana Maybe Someday, która podniosła naprawdę wysoko poprzeczkę w tym gatunku. Kiedy jednak przyzwyczaiłam się do stylu Sheridan tajemnicza oraz pełna nagłych zwrotów akcji fabuła wciągnęła mnie natychmiast i bez reszty, nie pozwalając oderwać się nawet na sekundę, aż do ostatniej ze stron. Mia Sheridan wiedziała gdzie uderzyć, aby czytelnik wzruszył się jak nigdy dotąd. Autorka poruszyła niezwykle trudny temat jakim jest ignorancja ze strony społeczeństwa względem ludzi innych niż oni. Nauczyliśmy się ignorować bez zastanowienia ludzi milczących, a słuchać tylko tych, którzy głośno krzycz. Ale dawno temu ktoś powiedział, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy milczą. Przypadek Archera jest doskonałym potwierdzeniem tych słów. Ponieważ pod zarośniętą brodą, długimi włosami i przeszywającą ciszą kryje się niesamowicie inteligentny chłopak, który jeszcze nie raz was zaskoczy.
„Nie uciekaj ode mnie - zamigałem - Nie mogę cię zawołać. Proszę, nie uciekaj ode mnie.”
Bez słów to niezwykle wzruszająca historia o samotności w mieście pełnym ludzi oraz walce z gnębiącymi nas demonami przeszłości. Może nie porwie was od pierwszych strony, ale z czasem zatracicie się w niej tak mocno, że zapomnicie o otaczającym was świecie przeżywając losy naszych bohaterów tak mocno jakbyście to byli wy sami. Granica między rzeczywistością, a fikcją przestanie istnieć.
„Moje serce należy do ciebie, Bree. I gdybyś przypadkiem się zastanawiała- nie, nie chcę go z powrotem.”*
Po prostu brak słów. Gorąco polecam.
Aleksandra.
*Wszystkie cytaty pochodzą z Bez słów autorstwa Mia Sheridan.
Po więcej zapraszam na
Archer jest miejscowym outsiderem wiodącym żywot w samotni blisko lasu. Tragedia, która dotknęła jego rodzinę wstrząsnęła mieszkańcami Pelion, jednak z biegiem lat współczucie zaczęło się zacierać, a chłopak stał się zepchniętą na margines miejscową osobliwością, na którą nikt nie zwraca większej uwagi. Bree, która nie zna przeszłości młodzieńca trudno jest zrozumieć jego zachowanie, a początkowa ciekawość szybko zmienia się w fascynację. Ale czy dziewczyna znajdzie sposób by przedrzeć się przez warstwy nieufności, niedostępności i dzikości, którymi chłopak zasłania się przed innymi?
Mia Sheridan boleśnie doświadcza wykreowane postacie, krzywdzi je by następnie dać szansę na szczęście. Zarówno Archer, jak i Bree mają za sobą bardzo bolesną przeszłość, traumatyczne przeżycia, które odmieniły ich życie na zawsze. I choć oboje w pewnym momencie decydują się na ucieczkę, to z czasem uświadamiają sobie, że by podążać wspólną drogą muszą stawić czoło nękającym ich demonom. Zadanie niełatwe, a jest jeszcze trudniej, kiedy w najbliższym otoczeniu znajdują się osoby mające powody by aktualny porządek rzeczy pozostał bez zmian. Ale czy podejmując walkę na wielu frontach można mieć nadzieję na pełne zwycięstwo? Czy też trzeba liczyć się z pewnymi stratami i wybrać kompromis? Historia Bree i Archera zaczyna się sztampowo – dwoje młodych ludzi wpada na siebie by wypełnić swoje przeznaczenie. Miłość przychodzi nieproszona w najmniej odpowiednim momencie i jeszcze bardziej komplikuje i tak już zagmatwane życie bohaterów, jednocześnie dając szansę na coś wspaniałego i niezwykłego. Tak, to już kiedyś było i nie będę ukrywać, że pisarka osadziła powieść na schematycznym szkielecie, ale z drugiej strony trudno jest tworzyć romans nie powołując do życia dwóch osób, nie krzyżując ich dróg i nie wprawiając serc w rezonans. A jednak Mii Sheridan udało się stworzyć opowieść poruszającą, niepowtarzalną i zaskakującą. Jestem pod wrażeniem nie tylko pomysłu, ale również przemyślanej konstrukcji wątków, pozwalającej nie tylko na nasycenie fabuły tajemnicami i intrygami, ale również zależnościami sprawiającymi, że epizod Bree i Archera jest tylko jednym z elementów historii mającej swój początek wiele lat wcześniej. Mia Sheridan niewątpliwe zna przepis na poruszającą i zapadającą w pamięć książkę. Wie, że oprócz kreacji bohaterów i głównego trzonu wydarzeń trzeba zadbać o wątki poboczne i tło przedstawionych wydarzeń. W wiarygodny sposób prezentuje mieszkańców, mechanizmy oraz zależności dominujące w małej lokalnej społeczności. Wie również, że przepisem na miłość nie jest lukier i słodycz, a drobne, delikatne gesty uświadamiające, że nie piękne słowa, a czyny, nawet te najdrobniejsze są największym dowodem uczuć. Muszę również wspomnieć o emocjach i budowaniu napięcia – autorka nie potrzebuje wielu słów by wywołać w czytelniku różnorodne, często skrajne odczucia i narazić jego serce na tachykardię a oczy na potok łez. Nie zapomina również o silnej zależności między miłością a seksem i tym samym dotyka sfery erotycznej, ale robi to w niewulgarny i smaczny sposób. W moim odczuciu „Bez słów” to jedna z niewielu pereł, jakie można zaleźć na morzu romansów. Historia poruszająca i porywająca, a przy tym nieprzesłodzona i pobudzająca do refleksji. Jeśli lubicie niebanalne podróże literackie i macie apetyt na miłość w bardzo ciekawym wydaniu powinniście wybrać się do Pelion na spotkanie z Bree i Archerem. Gorąco polecam.Każdy z nas nosi w sobie głęboko zakopane rany, które wyniszczają. Życie nie jest łatwe, często daje w kość. Czasami jest tak źle, że traci samego siebie, oddalamy się od ludzi i jedyne co znamy, to samotność. Wtedy czujemy się bezpieczni, wiemy, że nikt nie będzie mógł nas skrzywdzić. Wydaje nam się, że nikogo nie potrzebujemy i dzięki temu jesteśmy silni. Niestety to tak nie działa. Prawdziwa siła polega na ponownym zaufaniu drugiej osobie, odkryciu brudnych kart z naszego życia i pozbyciu się wszystkich tajemnic. Nie możemy być pewni, jak zareaguje ta osoba. Boimy się, że zmieni o nas zdanie i zrani nas jeszcze bardziej. Bądźmy szczerzy, każdy z nas się tego boi. Ludzkość ma problem z zaufaniem. W końcu wyznając nasze sekrety, jesteśmy bezbronni. Wtedy nic nie odgradza nas od cierpienia, ale może warto zaufać? Oczyścić się i rozpocząć nowe życie bez węzłów przeszłości i wrócić do świata, pozostać w ramionach ukochanej osoby? Nigdy nie możemy być niczego pewni. Możemy zostać zranieni. To zawsze będzie wielkie ryzyko, ale być może, jeśli tylko znajdziemy odpowiednią osobę, okaże się, że wygraliśmy. Wygraliśmy życie. Słyszeliście może gdzieś o książce Mii Sheridan ,,Bez słów"? Od dawna się za nią zabierałam. Bałam się, że może nie spełni moich oczekiwań, ale niepotrzebnie. Okazała się jeszcze lepsza, niż myślałam. Delikatna, magiczna, wzruszająca powieść podbiła moje serce i nadal nie mogę się po niej pozbierać. Roztacza wokół się pewien urok, wdzięk, który nie pozwala o sobie zapomnieć. Zapraszam na recenzję!
,,Przyniosłeś ciszę, najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam, bo cisza była tam, gdzie byłeś ty. A teraz zabrałeś ją ze sobą. I wszystkie hałasy, wszystkie dźwięki świata, nie są na tyle głośne, żeby przebić się przez ból złamanego serca."
Czy są takie rany, których miłość nie zdoła uleczyć?
Archer, obarczony niewypowiedzianym cierpieniem, mieszka w swojej samotni blisko lasu. Jest przekonany, że tylko tyle mu zostało.
Do sennego, pobliskiego miasteczka przybywa Bree. Dziewczyna liczy na to, że w końcu odnajdzie rozpaczliwie poszukiwany spokój. Gdy spotyka Archera, jej początkowa nieufność zamienia się w rosnącą fascynację outsiderem. Próbując przedrzeć się przez warstwy niedostępności i dzikości, jakimi Archer przez lata zasłaniał się przed innymi, Bree powoli rozbiera go z kolejnych tajemnic.
Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich od bolesnej przeszłości?
,,Im bardziej życie daje nam w kość, tym jesteśmy mądrzejsi."
Bree ucieka przed traumatycznymi przeżyciami do nadmorskiego miasteczka. Pragnie pozbyć się demonów, które nękają ją od czasu napaści, którą przeżyła. Ma nadzieję, że odzyska spokój ducha. Wraz ze swoim psem stara się nauczyć obyczajów mieszkańców miasteczka. Pewnego dnia spotyka tajemniczego, milczącego, przystojnego mężczyznę, który rozpala w niej ogień. Bree nie może go zapomnieć i codziennie przejeżdża koło jego posiadłości. Z czasem się do siebie zbliżają.
Archer przeżył piekło i stara się bezpiecznie żyć w swojej odciętej od świata samotni. Od czasu wypadku nie może rozmawiać z innymi za pomocą głosu, choć i tak nikt nie stara się do niego zbliżyć. Każdemu wydaje się, że zna jego historie, ale mężczyzna skrywa mroczne sekrety. Uważany za dziwaka, osamotniony Archer powoli otwiera się, kiedy w jego życiu pojawia się Bree. Walczy ze swoją nieśmiałością oraz stara się zmienić swoje życie na lepsze. Z czasem pomiędzy samotnym mężczyzną a cierpiącą kobietą pojawia się uczucie, które może ich zniszczyć lub ocalić.
,,Czasem, gdy życie mocno mi się gmatwa i przestaję je rozumieć, przypominam sobie o tych obrazkach. Zamykam oczy i myślę o tym, że choć nie widzę drugiej strony, a ta, na którą patrzę, , jest brzydka i poplątana, to te wszystkie supły i ostające nitki, tworzą arcydzieło. Staram się wierzyć, że z brzydoty może powstać piękno i przyjdzie czas, kiedy uda mi się je dostrzec. Pozwoliłeś mi zobaczyć mój obrazek, Archer. Pozwól, bym pomogła ci zobaczyć twój."
,,Bez słów" to piękna, zaczarowana, subtelna, a zarazem intensywna powieść, w której bezgranicznie się zakochałam. Jest tak niezwykle delikatna, a mimo to emanuje wielką, potężną siłą, która mnie całkowicie pochłonęła. Według mnie to najlepsza książka tego roku. Opowiada o ludzkiej samotności, zawiłościach, bezgranicznym cierpieniu oraz o uzdrawiającej mocy miłości. Bo to właśnie ona, tylko ona potrafi uleczyć najgorsze rany, które tkwią głęboko w sercu. Jestem nią niezwykle poruszona, głębi się we mnie masa uczuć, którymi muszę się z Wami podzielić. Myśl o tej powieści wprowadza mnie w nostalgiczny nastrój i sprawia, że ciarki przechodzą po rękach. Mia Sheridan wzniosła się na pierwsze miejsce moich ulubionych pisarzy, a ,,Bez słów" zdobywa wszystko i staje się jedną z najlepszych, najbardziej wzruszający, przejmujących powieści, jakie miałam okazję przeczytać w swoim życiu. Książka jest pełna dostojeństwa, akcja nigdzie się nie śpieszy, kumuluje się powoli niczym wiosenny deszcz, lub fale rozbijające o brzeg. Jest niezwykle płynna i pełna harmonijności. Cudowna, ujmująca, oszałamiająca, zniewalająca. Nie mogę znaleźć słów, które w pełni oddadzą jej magię. Jednym zdaniem — BEZ SŁÓW!
,,Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne."
Bohaterowie ,,Bez słów" mają za sobą trudną przeszłość, zostali oszukani przez życie i nie potrafią odnaleźć się w świecie. Bree ucieka przed atakami, które nawiedzają ją po tragicznej napaści. Choć wydaje się wiecznie uśmiechniętą osobą, za maską, którą przybrała, skrywa się wielki strach. Ma nadzieję, że przeprowadzka do sennego miasteczka jej w tym pomoże. Kiedy spotyka milczącego mężczyznę, pragnie dowiedzieć się o nim wszystkiego. Choć każdy z mieszkańców widzi w nim dziwaka i szaleńca, Bree postanawia się z nim zaprzyjaźnić. Z czasem zmienia się to w coś więcej. Bree jest niezwykle silną, odważną kobietą, która pragnie walczyć o lepsze życie. Nigdy się nie poddaje i nie zrobi tego w przypadku najstarszego, żyjącego Hale'a. Bracia Hale zniszczyli przyszłość zarówno sobie, jak i swoim dzieciom. Kiedy w ich życiu pojawiła się Alyssa wzbudziła ich zainteresowanie oraz wzajemną chęć konkurencji. Connor, Marcus, Nate zaczęli ze sobą rywalizować, a dla dwóch pierwszych i kobiety skończyło się to tragicznie. Zniszczyli życie małego chłopca, który w dniu wypadku nie tylko stracił najbliższych, ale również głos. Archer został wychowany przez zdziwaczałego wujka. Unika towarzystwa ludzi, nie zna się na uczuciach, a bliskość innej osoby wprawia go w zakłopotanie. W całej swojej sile jest niezwykle niewinny. Wzbudza we mnie opiekuńcze instynkty. Najchętniej cały czas trzymałabym go w ramionach i odegnała od niego wszystkie koszmary. Kiedy poznaje Bree otwiera się i postanawia walczyć o samego siebie. Ten seksowny, nieśmiały mężczyzna decyduje się na poważny krok, by móc pogodzić się z przeszłością i rozpocząć nowe życie u boku ukochanej. Niestety zewsząd spotykają go komplikacje. Tori Hale, wdowa po Connorze zrobi wszystko, by zniszczyć Archera, a jej syn Travis jest zazdrosny o Bree. Mieszkańcy miasteczka boją się okrutnej kobiety, a ich wybawieniem może okazać się właśnie Archer. Archera i Bree czeka długa walka, by ich miłość była bezpieczna.
,,Musimy radzić sobie z tym, co przyniesie los, nawet jeśli okaże się gówniany, i robić, co w naszej mocy, żeby mimo to się rozwijać, kochać, mieć nadzieję… i wiarę w to, że droga, którą podążamy, wiedzie do jakiegoś celu."
,,Bez słów" ma nie tylko przepiękną okładkę, ale również wnętrze. To nie jest zwykły romans, o którym szybko się zapomni. Ta powieść pozostaje w sercu na zawsze. Jestem ogromnie ciekawa kolejnych książek autorki. Czuję, że również mnie zachwycą, ale nie sądzę, żeby pobiły ,,Bez słów". Archer zdobył moje serce i nikt tego nie zmieni. Cudowna, pełna wdzięku, finezyjna, baśniowa. Historia Archera i Bree zburzyła mój świat, ale później odbudowała go od nowa. Powieść Mii Sheridan pochłonie Was bez końca i sprawi, że uśmiechniecie się przez łzy. Nie próbujcie robić żadnych założeń dotyczących jej treści, bo i tak okaże się całkowicie inna. Będzie jeszcze lepsza. Polecam!
„Nieważne, kim jesteśmy, musimy radzić sobie z tym, co przyniesie los, nawet jeżeli okaże się gówniany, i robić, co w naszej mocy, żeby mimo to się rozwijać, kochać, mieć nadzieję… i wiarę w to, że droga, którą podążamy wiedzie do jakiegoś celu. A poza tym musimy pamiętać, że im bardziej życie daje nam w kość, tym jesteśmy mądrzejsi”. str. 323
Ludzkie słowa potrafią sprawić ból tak olbrzymi, że nawet ból fizyczny nie będzie mu równy. Niekiedy wystarczy w porę „ugryźć się w język”, ponieważ słów wypowiedzianych nie da się cofną, a często, kiedy emocje opadną, zwyczajnie ich żałujemy. Często przez ciągłe paplanie nie dostrzegamy piękna, które nas otacza na co dzień. Czasami wystarczy zamilknąć, choć na chwilę, aby dostrzec to piękno. Warto posłuchać, co ma do powiedzenia druga osoba. Jednak, co, jeśli ta osoba nie mówi?
„(…) najgłośniejsze słowa to te, które sami przeżywamy”. str. 382
W książce poznajemy losy dwójki młodych ludzi: Archera i Bree. Archer młody mężczyzna z potwornie niską samooceną. Bardzo łagodny i mądry. Żyje z dala od świata i ludzi, typowy odludek. Mieszkańcy miasteczka uważają go za nieszkodliwego dziwaka. W młodości w tragicznych okolicznościach stracił rodziców oraz został postrzelony w krtań, przez co utracił głos, a zyskał bliznę, która mocno rzuca się w oczy.
„Czasami tyle wystarczy – jedna osoba pragnąca wysłuchać głosu twojego serca. Głosu, którego nikt inny nie chciał ani nie próbował słuchać”. str. 380
Bree po śmierci taty próbuje ukryć się przed jego mordercą, dopóki policja go nie zatrzyma. Pakuje niewielkich rozmiarów walizeczkę, zabiera ukochanego psa i wyjeżdża. Wynajmuje domek w maleńkiej miejscowości, gdzie planuje się zatrzymać na kilka miesięcy z nadzieją, że zmiana miejsca zagoi rany po stracie ojca. Pewnego dnia poznaje Archera. Bree dowiaduje się od sąsiadów, że chłopak nie mówi. Jednak nikt nie wie, że Bree potrafi posługiwać się językiem migowy, dzięki któremu zaczyna nawiązywać bliższy kontakt z Archerem. Oboje sporo wycierpieli w życiu i z każdym dniem stają się sobie bardziej bliscy, dlatego zaczynają wymieniać się swoimi tajemnicami.
„Boję się tej miłości. Boję się, że wyjedziesz, a ja znowu zostanę sam. Tyle że wtedy będzie mi z tym sto razy gorzej, bo będę miał świadomość tego, co straciłem”. str. 275
Bez słów to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Wiele osób polecało mi jej książki, wiec postanowiłam się skusić. Teraz wypada mi podziękować wszystkim tym, którzy mnie zachęcali do tej i innych powieści Mii Sheridan. Dziękuję! Naprawdę podróż w świat bohaterów i emocje, które mi towarzyszyły podczas lektury, są niewyobrażalne. Sheridan tą powieścią, krótko mówiąc, kupiła mnie, jako czytelniczkę i z pewnością sięgnę po inne książki jej autorstwa.
Nie wiem, co napisać o tej książce. Dlatego, że żadne słowa, które padną w tej recenzji, w najmniejszym stopniu nie oddadzą klimatu książki. Trzeba ją przeczytać! To bardzo ciepła i poruszająca powieść. Autorka przedstawiła historię miłosną, ale w bardzo oryginalny sposób. Bohaterowie są cudownie wykreowani. Sheridan pominęła schematy typu: ON pan i władca, męski i pozbawiony wszelkich niedoskonałości, wręcz chodzący ideał. Natomiast ONA cicha i uległa, stojąca w jego cieniu, z reguły zraniona, szara myszka. Nie! Tutaj otrzymujemy bohaterów z krwi i kości. Oboje dużo wycierpieli w przeszłości, mają swoje wady i zalety, jak każdy z nas. Muszę zauważyć, że postawa Archera jest godna podziwu, naprawdę wielu ludzi mogłoby brać z niego przykład. Tutaj muszę jeszcze dodać, że powieść przedstawiona jest z perspektywy obu bohaterów, co pozwala na dogłębne poznanie ich myśli oraz priorytetów, którymi się kierują.
Fabuła jest zlepkiem wątków: romantycznego, erotycznego i kryminalnego. Sceny erotyczne są opisane w sposób bardzo zmysłowy, ale zarazem subtelny, nie znajdziecie niczego wulgarnego. Jest po prostu delikatnie i pięknie. Podczas lektury czytelnik nie ma czasu na nudę i naprawdę ciężko jest się oderwać od książki. Środek nocy, a ja sobie powtarzam: jeszcze jeden rozdział i idę spać! Problem w tym, że każdy kolejny rozdział był zakończony w momencie, który podsycał moją ciekawość i… musiałam czytać dalej.
„Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza”. str. 355
Autorka napisała powieść, która wyróżnia się na tle innych książek z gatunku New Adult, po mistrzowsku żongluje emocjami czytelnika. Pewne jest, że książka budzi do refleksji. To wzruszająca opowieść o miłości, akceptacji, zaufaniu, ale również o odkrywaniu swoich umiejętności, poznawaniu życia na nowo i walce o dobre imię. Mówi o tym, aby się nie poddawać i walczyć o swoje. To książka o niepełnosprawności i nietolerancji o tym, jak ludzie dla własnej wygody potrafią być ślepi na cudzą krzywdę. Przede wszystkim to książka o Archerze i Bree. Powieść mogę polecić osobom, które mają w sobie duże pokłady empatii i są wrażliwe na ludzkie cierpienie. Dobra również dla tych, którzy lubią szczęśliwe zakończenia. Zdecydowanie polecam tę piękną historię o miłości, która pokazuje, że bez słów można doskonale zrozumieć drugą osobą, wystarczy ją tylko lepiej poznać.
Cisza jest żywiołem, w którym formują się rzeczy wielkie. Thomas Carlyle
Czasami wystarczy jedno spojrzenie na okładkę i wiem, że muszę ją mieć. Czasami rzut oka na tytuł sprawia, że wiem że książka mi się spodoba. Tak właśnie było tym razem, miałam przeczucie, że to jest to. Nie myliłam się. Ta opowieść ma w sobie taki magnetyzm, że tuż po skończeniu mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz.
Głównymi bohaterami są Bree i Archer. Obydwoje przeżyli wielką tragedię. Obydwoje zmagają się z własnymi demonami. Różni ich sposób w jaki walczą ze swoimi trudnościami. Ona otwiera się na świat, zaczyna życie od początku. On, zamyka się w swojej samotni i robi wszystko, żeby nie istnieć dla świata.
Nie uciekaj ode mnie - zamigałem - Nie mogę cię zawołać. Proszę, nie uciekaj ode mnie.
Ta książka mnie pochłonęła od pierwszej strony. Czytając nie zastanawiałam się ani nad kreacjami bohaterów, ani nad stylem w jakim powieść została napisana. Czytając zatraciłam się bez reszty w losach jej bohaterów. Jedna niepozorna książka a wywołuje tyle uczuć podczas czytania, że ciężko to ująć w kilku zdaniach.
Jest to opowieść o życiu, ale nie takim zwykłym codziennym. To opowieść o walce, o miłości, panicznym strachu, tragedii, intrygach. Autorka pokazuje brzydotę ludzkiego charakteru oraz uświadamia czytelnikowi, że wystarczy wyjść ze swojej skorupy, żeby ujrzeć piękno życia.
Przyniosłeś ciszę, najpiękniejszy dźwięk, jaki słyszałam, bo cisza była tam, gdzie byłeś ty. A teraz zabrałeś ją ze sobą. I wszystkie hałasy, wszystkie dźwięki świata, nie są na tyle głośne, żeby przebić się przez ból złamanego serca.
Jeżeli obawiasz się, że jest to ckliwy romans lub jedna z wielu szablonowych obyczajówek to mogę Ci obiecać że zmienisz zdanie po przeczytaniu. Mogę Ci również obiecać, że ta historia Cię poruszy i tak jak ja będziesz chciała do niej wrócić.
Moje pierwsze spotkanie z gatunkiem uważam za niezwykle udane. Historia Archera i Bree mocno mnie ujęła. Spotkanie dwojga młodych ludzi należało do niezwykle poruszających. Ich pierwsze spotkanie, paplanina dziewczyny i nieporadne próby wytłumaczenia się wywołały uśmiech. Tajemniczy, milczący Archer wzbudził we mnie ciekawość. Co kryje się za tym murem, jakie zagadki skrywa, czy Bree uda się do niego dotrzeć.
Autorka prowadziła akcję niezwykle sugestywnie, wprowadzała zwroty akcji, które nie raz doprowadziły mnie do łez smutku albo wielkiego zaskoczenia. Do samego końca nie byłam pewna czy historia tej dwójki dotrze do szczęśliwego końca. Niesamowicie wstrząsnęły mną wydarzenia z ostatnich stron, nie mogłam uwierzyć, byłam pewna, że pisarka postanowiła zamknąć tę historię w zupełnie inny sposób... Tak wielu licznych emocji dawno nie miałam okazji przeżyć, historia jest niesamowicie wciągająca, napisana w świetnym stylu i nie pozwalająca się od siebie oderwać do ostatniej strony.
Wspaniała kreacja Archera sprawiła, że jeszcze bardziej przeżywałam tę historię. Zamknięty w sobie mężczyzna, który mimo że wychowany w mieście, to kontakty z innymi ludźmi miał bardzo ograniczone. Pozostałość po tragedii jaka go dotknęła, a także sposób patrzenia na świat osoby, która go wychowywała, bardzo silnie wpłynęły na jego życie. Całkowite odizolowanie się od społeczeństwa było bronią, którą Archer sam sobie stworzył. Dopiero pojawienie się Bree pozwoliło mu się otworzyć, dzięki niej uczył się poznawania drugiego człowieka, emocji i kontaktów. Powoli wychodził ze swojej skorupy i choć nie rozumiał wszystkich zachowań otoczenia to dał się odkryć jako wspaniały, niesamowicie ujmujący mężczyzna.
Bree była kobietą, która poruszyła lawinę, a jednak u niej również niezbyt dawne wydarzenia cały czas nie pozwoliły na normalne życie. Dziewczyna cały czas rozpamiętywała przeszłość, żyjąc w przerażeniu i poczuciu winy. Dopiero spotkanie z milczącym nieznajomym powoli pozwoliło jej się otworzyć, a zdolności jakie miała, dały możliwość nawiązać kontakt i przełamać pierwsze lody.
"Bez słów" to wspaniała lektura, która budzi bardzo wiele skrajnych emocji, a bohaterowie są tak bardzo realni, że zdaje się jakbyśmy ich znali od dawna. Historia, którą wyczytacie z kart książki na pewno nie raz Was zaskoczy. Idealna lektura, która wzruszy, nie raz wywoła rumieńce i wstrzyma akcję serca. Warto!
Bree przyjeżdża do małego miasteczka w poszukiwaniu spokoju, ucieka od swojego dotychczasowego życia. Poznaje Archera i jest zdziwiona, że nawet się do niej nie odezwał. Chłopak intryguje ją jeszcze bardziej, gdy dowiaduje się, że jest niemową i nie ma nikogo. Stara się poznać go bliżej....
Przyjemna lektura. Polecam.
Książka wciąga i przyjemnie się ją czyta. Jednak spodziewałam się czegoś innego. Nie czytałam dotąd nic, co wyszło spod pióra tej autorki. Stąd może moje zaskoczenie, że powieść ta jest w dużej mierze erotykiem i mimo dość traumatycznych przeżyć głównych bohaterów to jednak jest tu dużo uproszczeń i banałów. W moim odczuciu Bez słów to niezobowiązująca lektura na jeden raz. Mnie niestety nie porwała do końca.
Historia jaką poznajemy w tej książce jest do granic przepełniona bólem. Bohaterowie nie mieli w życiu lekko i każdy dzwiga swój bagaż doświadczeń. Autorka w piękny sposób opisała uczucie między nimi i pokazała, że każdy zasługuje na miłość. A najważniejszą lekcje jaką można wyciągnąć z tej powieści to to, że nie powinno oceniać kogoś po pozorach. Bohater był traktowany w miasteczku jak chory i inwalida, którego trzeba omijać z daleka. Ale nikt nie pokusił się choćby o kilka miłych słów w jego kierunku.
Jest to przepiękna historia, która pokazuję, że każdy jest taki sam bez znaczenia czy chory czy zdrowy.
Autorka po raz kolejny pokazała, że świetnie umie pisać i za każdym razem skrada moje serce.
Po raz kolejny przekonuję się, że romanse (nawet te szeroko czytane i wysoko oceniane) umieszczone w realnym, choć często zbyt przesłodzonym świecie, mnie nie przekonują. Spotkali się. Bohaterka otrząsnęła się z paskudnej traumy. Bohater znalazł impuls żeby w końcu wyjść z kokonu i zmieszyć się z życiem. Wszystko to okraszone licznymi scenami seksu. OK. Ale dla mnie bez rewelacji.
Płakałam jak dziecko. Książka powoduje ,że z emocji czuję drętwienie w palcach u dłoni. Piękna historia. :)
Nie bój się walczyć o marzenia! Kiedy dziesięcioletni Calderpo raz pierwszy zobaczył ośmioletnią Eden, nie przeczuwał, że ich losy na zawsze splecie...
Miłość odnajdzie cię nawet w najgłębszym mroku.Sport był dla Holdena Scotta całym światem. Odnosił wielkie sukcesy, kibice go podziwiali i nie było kobiety...