W poszukiwaniu kolejnych pozycji z literatury górskiej każdy wielbiciel tego rodzaju pisarstwa trafić powinien na wielokrotnie wznawiany, imponujący tom Michała Jagiełły „Wołanie w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach” – książkę, która jest swoistym dokumentem-nekrologiem, rejestrem ofiar miłości do gór, ale też przeglądem najsłynniejszych akcji ratowniczych GOPR-u i TOPR-u, hołdem, złożonym dzielnym ratownikom.
Autor dołączył do Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego na początku lat 60. – poznał wtedy ludzi-legendy, wysłuchał też wielu opowieści o akcjach ratunkowych. Chłonął atmosferę TOPR-u i próbował zrozumieć mentalność pracowników Pogotowia, nierzadko ryzykujących własne życie, żeby uratować kogoś innego. Michał Jagiełło postanowił w końcu utrwalić zasłyszane historie i przygody, w których sam uczestniczył. Posiłkując się pamięcią kolegów, własnymi obserwacjami, faktograficzną „księgą wypraw” i refleksjami na temat trudnego sposobu na życie, stworzył tom niebanalny, mimo że momentami niełatwy w odbiorze. Chce Jagiełło przekonać czytelników, jak ważne jest istnienie TOPR-u – wspólnego dobra. Stara się też niejako na marginesie i nie wprost zaapelować do czytelników o rozwagę.
Przytaczając przykłady niefrasobliwości, a czasem po prostu głupoty na górskich szlakach, ma zamiar wychowywać ewentualnych taterników, ale i zwyczajnym turystom podpowiedzieć zestaw obowiązujących w górach prawd. W tej książce przeplatają się dwa sposoby przedstawiania wydarzeń. Jeden – faktograficzny – to po prostu beznamiętne relacjonowanie wypadków. Drugi – znacznie w „Wołaniu w górach” rzadszy – to dodatkowe, jakby mimo woli wygłaszane, komentarze, wyraz silnych emocji, których nie udało się powstrzymać. Jagiełło zamierza wprawdzie zachować chłodny dystans do wydarzeń, ale nie zawsze taka strategia okazuje się możliwa. Zdarza się, że tylko spontaniczne i dodatkowe wykrzyknienie w pełni odda bezsens czyjegoś postępowania. Kiedy tragedii można było uniknąć, kiedy śmierć przyspieszyła ludzka bezmyślność – trudno powstrzymać się od złośliwości. Nacechowane ironią dopiski mówią nierzadko więcej niż suche fakty.
Michał Jagiełło buduje opowieść, która jest niczym kronika wypadków. To przegląd (zbyt często śmiertelnych) wypraw kończących się wezwaniem GOPR-u. Obok zupełnie niegroźnych przygód – zabłądzenia w górach, braku orientacji, nagłej zmiany warunków pogodowych na szlaku – są tu też opisane górskie tragedie. Niektórzy w obliczu niebezpieczeństwa przyspieszają, bywa, że nieświadomie, własną śmierć. Inni zachowują zimną krew i potrafią znaleźć w sobie siły potrzebne do przeżycia. Jedni giną na turystycznym szlaku, gdy poddają się psychicznie, inni – uwięzieni w ścianie, cierpliwie czekają na ratunek. Jagiełło przy okazji opisywania kolejnych interwencji Pogotowia, ocenia postawy ofiar, próbuje wyznaczyć schemat postępowania oddalającego widmo zgonu. Zastanawia się, co było przyczyną dramatów – i jak można było ich uniknąć. Przedstawia najbardziej „oblegane”, a więc i sprzyjające wypadkom miejsca w Tatrach: w kolejnych rozdziałach prezentuje wypadki na Giewoncie i Rysach, przegląd „księgi wypraw” TOPR-u uzupełniając o analizy zachowań oraz decyzji ratowników. Autor łączy w tym jednym tomie różne poetyki: jest to z pewnością kronika wypadków w Tatrach, dzieło naukowe, miejscami reportaż (czy zbiór reportaży), ale i historia o wysokim stopniu świadomości autotematycznej. Jagiełło co jakiś czas podkreśla cele stworzenia książki, swoje dylematy przy opracowywaniu tekstu.
„Wołanie w górach” to także nawoływanie do zrozumienia TOPR-u. Jagiełło tłumaczy decyzje ratowników – wydawałoby się, że jest to zabieg pozbawiony sensu, bo do przedstawicieli Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego powinno się raczej mieć szacunek. Tymczasem wielokrotnie, kiedy nie uda się zapobiec tragedii, bliscy zmarłych w górach oskarżają toprowców o bezduszność i niedostateczne poświęcenie. W monografii TOPR-u przemyca się więc też pofragmentowaną rozprawę o jakości świadczonych przez Pogotowie „usług”. Autor przywołuje kalendarium wypadków, a przebieg części z nich starannie odtwarza, ku przestrodze. Pisze o roli helikopterów w ratownictwie, przytacza wypadki spowodowane przez lawiny (także ów najgłośniejszy w ostatnich latach, kiedy lawina porwała grupę uczniów z tyskiego liceum) i o poszukiwaniach zaginionych turystów.
Książka dopełnia obrazu ludzi-legend, utrwalanych w literaturze górskiej; przypomina istotne dla taterników postacie. Chociaż często rozdziały przypominają miejscami mozaikę notatek z kroniki wypadków, stanowią niebanalną lekturę, upamiętniającą przy okazji ofiary Tatr. Jagiełło chciałby, by jego książka była „książką dydaktyczną z samej istoty, bez konieczności uciekania się do surowych ocen i wszystkowiedzących pouczeń”, by mogła „wzbudzić w części Czytelników szacunek dla żywiołu zwanego górami”. Widać u Jagiełły miłość do gór, a kolejne wydanie tomu (łączny nakład to już sto tysięcy egzemplarzy) warte jest uwagi.
Izabela Mikrut
Fascynacja górami, któż z nas jej nie doświadczył? Zachwyt ich potęgą, majestatem i tajemniczością nie był także obcy wizytującym Zakopane...
Horrory w odcinkach z biblijnymi opowieściami w tle, z duchem pojawiającym się w pociągu, zamku czy w nieczynnej elektrowni, z niezrozumiałym zachowaniem...