Żydek
Nie wiedziałem, jak rozróżnić płeć. Siedemdziesiąt lat temu dbałość o stan uzębienia nie była powszechnym zjawiskiem. Szczególnie w biednych kręgach.
Czy bolała ta przewiercająca czaszkę kula? Bałeś się, czy było ci już obojętne? Czy stałeś sam w obliczu śmierci, czy ktoś trzymał cię za rękę?
Światłocień lampki przykrywał mrokiem puste oczodoły i otwory nosowe. Ostro rysowały się łuki brwi. Przesunąłem po nich kciukiem, a następnie wsadziłem palec w dziurę po kuli. Szkoda cię.
Miałem nieodparte wrażenie, że jakoś zmienił się jej wyraz. Jakiś lekki grymas, minimalnie inne ułożenie dolnej szczęki.
Co ja bredzę? Pewnie pod wpływem wyciągnięcia z gleby coś się tam obluzowuje, opada. Zawiasiki żuchwy pracują.
Oczy już mi się zamykały. Odłożyłem książkę na podłogę i zgasiłem lampkę. Odpływałem. Strzępki dnia...Jankes...prezes... ogrodzenie...
- Dobranoc.
Gwałtownie otworzyłem oczy i rozglądałem się po pokoju skąpanym w poświacie księżyca.
Kto to powiedział, do kurwy nędzy?
Wzrok błądził bezładnie po otoczeniu. Nikogo. Uspokojony zamknąłem ponownie powieki i zasnąłem.
*
Rano gorączkowy ruch. Ja do pracy, syn do szkoły. Nauczyliśmy się sami szybko organizować. On płatki, ja kawa i w drogę. Jego matka poczuła zew kurewstwa, kiedy miał rok. Zostaliśmy sami; dziewiętnastoletni tatuś i roczne bobo. I mieszkanie w starej kamienicy w centrum miasta, łaskawie przydzielone przez wydział lokalowy, pierwszemu w kolejce, potłuczonemu, samotnemu tatusiowi. Ileż pracy trzeba było włożyć w doprowadzenie tej ruiny do stanu używalności!
Ale trzeba będzie opuścić. I to w tak upokarzających okolicznościach.
Poszedł do szkoły. Miałem jeszcze chwilę, więc otworzyłem okno, postawiłem kawę na parapecie i przyniosłem czaszkę. Z podwórza intensywnie buchało zapachem jaśminu. W kącie tej studni dogorywało kilka rachitycznych krzaków wspomnianej rośliny. Olewanych regularnie przez psy starej Domaradzkiej, urzędującej dzieciarni i nocnych imprezowiczów. Cud, że jeszcze kwitły po takiej dawce amoniaku.