Żydek
Czaszka wyraźnie zmieniła swój wyraz. Coś się chyba poluzowało, bo sprawiała wrażenie po prostu szczerbacie-uśmiechniętej.
Zacząłem się ubierać. Coś mnie tknęło. Wróciłem się od drzwi i pstryknąłem ją w brodę z poważną miną.
- Pilnuj majątku, Czerepiku. Idę.
- Do widzenia.
Zamarłem w progu z uniesionymi kluczami i rozejrzałem się czujnie dookoła. Nikogo.
Po powrocie John zabrał się za podgrzewanie obiadu. Pierogi podrzucone do południa przez babcię dysfunkcyjnej i niepełnej rodzinie, złożonej z syna i wnuka, skwierczały na patelni. Kochana staruszka. Jeszcze zdążyła pomyć gary i posprzątać.
- Dziadek (jak ja nie cierpię, kiedy tak do mnie mówi!), babcia to się na kompie uczy działać?
Spojrzałem na niego jak na wariata. Babcia i komputer. Dobre.
- No, nie patrz tak na mnie. Wszystko mam pokopane, poprzestawiane. Ktoś włączył i zrobił Sajgon. Wciskał co się da. Kurczę, pokasowane mam, wylogowane; słoń w składzie porcelany...
Przerwałem mu, gwałtownie machając ręką i krztusząc się pierogiem. Widelec brzęknął o talerz.
- Przestań, do cholery. Babcia uważa komputer za diabelski pomiot i bez święconej wody nie podchodzi bliżej niż na metr. Ciebie uznaje za czciciela sekty klawiszowców, za czas mu poświęcony. Nigdy by tego nawet nie dotknęła... sam musiałeś coś porobić...
Żachnął się.
Może i jestem cienki z matmy, ale nie z informatyki. Wszystko wygląda tak, jakby granat wpadł do środka.
- Coś się musiało pochrzanić... albo może przy sprzątaniu faktycznie coś dotknęła. Dasz radę...?
Skrzywił się.
- Spróbuję... ale to na pewno nie ja.
Leżałem na łóżku, czytając „Noce Królowej” Mireille Calmel. Piękna, zmysłowa książka o Eleonorze Akwitańskiej. Autorka opisała cudownie skomplikowaną osobowość kobiet, ich sposób przeżywania miłości; jej siłę i wielowymiarowość. Opisy seksu są tak sugestywne i plastyczne, że sam czasami czułem wzwód.
Dawno nie miałem kobiety.
Z pokoju Jankesa, jak ze studni, dobiegały przekleństwa i czasami walnięcie pięścią w pulpit biurka. Zmagał się dzielnie z kompem. Zaraz do niego pójdę. Jeśli będą tam sine zwłoki i struga śliny cieknąca z pyska, to znaczy, że przegrał ten pojedynek.
Również dziś nie mogłem się skoncentrować. Cały czas towarzyszyła mi czyjaś obecność. Coraz bardziej dojmująca. Momentami lekki przeciąg poruszał włosami, jakby ktoś szybko przechodził u wezgłowia. Prędko zadzierałem głowę, ale migał tylko jakby niewyraźny cień w rozwianej, długiej kapocie.