Złodziej Ch4
-Co tu tak nagle stało się ciszej niż zwykle?- Zapytał Thar, który dopiero co wszedł do pokoju, pozbywając się wcześniej swojego fartucha. Zamiast odpowiedzi, Freyi podał mu laptopa. Szarowłaosy wziął urządzenie i usiadł między Loke’iem a Freyi’ą, ustawienie to powoli stawało się już niezmiennym zwyczajem, po czym wczytał się w tekst. Jego twarz zdradzała duże skupienie, jednak poza tym trudno było dopatrzyć się innych emocji. Nagle zaczął się śmiać i odłożył komputer na stolik.
-Przecież to niemożliwe, skąd oni to biorą! Niedorzeczne!- Powiedział, po czym po raz kolejny zachichotał. Była to jednak z bardziej zaskakujących reakcji, już miał nawet zapytać skąd u Thar’a taka pewność, kiedy nagły odgłos dochodzący z kuchni przerwał jego chichot i zamienił uśmiech w wyraz zaskoczenia.
-Cholera!- Krzyknął i skoczył w tamtym kierunku, a Loke powoli poszedł za nim, zastając w kuchni garnek pełen białej piany, razem z którą na kuchenkę wypływały pojedyncze nitki makaronu. Thar natychmiast zgasił płomień co uspokoiło sytuację, jednak zniszczenia już się dokonały. Thar wziął się do ich usuwania z pomocą starej szmaty, która już dawno utraciła kolor i ręki zbierającej makaron. Loke patrzył się na to przez chwilę, próbując odgadnąć co Thar planował przygotować na obiad, kiedy nagle przypomniał sobie o tym o co chciał zapytać jeszcze chwilę wcześniej.
-Skąd możesz to wiedzieć?- Thar przerwał na chwilę sprzątanie i posłał mu pytające spojrzenie, nie rozumiejąc najwyraźniej do czego konkretnie odnosi się pytanie.
-Chodzi mi o ten artykuł, skąd możesz mieć pewność że te grupy nie współpracowały?- Thar wyrzucił zebrane makarony do kosza, po czym obrócił się do Loke’a i oparł o blat.
-Nie, ja nie mówiłem o Meliuscras i Jiyuna, powiem więcej, wierzę że to ich wina, ale wplątywanie w to Kotów to trochę za dużo. Próbują zrzucić na nich trochę winy tak żeby pozbyć się wszystkich za jednym zamachem.- Stwierdził lekkim tonem. Oczywiście było to jak najbardziej możliwe, wiadomym było że każda grupa przeciwstawiająca się władzy jest dla rządu zagrożeniem i ten zrobi wszystko by je usunąć.
-Nie możesz jednak jednoznacznie tego stwierdzić, prawda?- Zapytał, na co Thar odpowiedział lekkim uśmiechem.
-Nazwij to więc przeczuciem, ale mówię ci że Koty na pewno nie miały z tym nic wspólnego.- Odpowiedział, po czym na powrót odwrócił się w stronę kuchenki, a rozmowa powoli zeszła na inne tematy, pozostawiając Loke’owi czas na przemyślenie tego co powiedział mu Thar.
--------------------
Słońce jasno świeciło na niebie grzejąc i rozjaśniając całe miasto, oraz sprawiając że Loke porzucił tego dnia swoją ulubioną czarną bluzę na rzecz szarej z rodzaju tych cieńszych. Przed nim szedł Thar, który od dłuższego już czasu prowadził go ulicami i kolejnymi przejściami w kierunku centrum Dystryktu Tradycji, gdzie znajdować się miał ich ostateczny cel. Każdy Dystrykt posiadał centrum, był to najbardziej rozwinięty obszar, który skupiał najważniejsze obiekty takie jak sklepy, kluby i inne rekreacyjne przybytki oraz głównych siedzib policji, straży pożarnej i służby zdrowia. Centra ze względu na mnogość wszelkich ośrodków i instytucji były często odwiedzane, a jednocześnie, będąc finansowanymi z kieszeni władz miasta, w dystryktach takich jak Tradycjii oraz wielu innych w których żyły klasy niższe stanowiły jedyną możliwość zakosztowania luksusu używania takich miejsc jak czyste pływalnie lub tanie kina. Czyniło to niemal niemożliwym odgadnięcie gdzie właściwie prowadził go Thar, na którego ramieniu radośnie podskakiwał wypełniony, stary plecak “wypożyczony” przez Thar’a z jednego z zakamarków mieszkania. Mówiąc szczerze Loke nawet nie pamiętał żeby miał kiedyś coś takiego, jednak fakt że Thar’owi udało się to znaleźć był eee… dość niepokojący.