Złodziej Ch4
-Popracujemy nad tym.- Powiedział tylko Raul, po czym nie czekając aż Loke się podniesie przyjął identyczną pozycję jak wcześniej.
--------------------
Loke wydał mimowolny jęk, kiedy jego plecy przypomniały mu o swojej obecności, tak samo jak ręce obolałe od przyjmowania ciosów na różne sposoby, nogi zmęczone nagłymi opadami i unikami oraz cała reszta ciała. Obok niego szedł Thar, który wcale nie był w lepszej kondycji. Mimo że szło mu dużo lepiej niż Loke’owi, z racji tego że ćwiczył już wcześniej z Raulem, nadal każdy pojedynek kończył tak samo jak Loke, leżąc na matach. Zmęczony i obity, czuł się jednak w jakiś sposób lepiej, jakby wypoczęty. Ten dzień był pierwszym od dawna, kiedy udało mu się zapomnieć o problemach i obowiązkach, uwolnić się od stresu z którego nawet nie zdawał sobie sprawy. Musiał przyznać że była to miła odmiana i nie miał zamiaru pozwolić niczemu zniszczyć tego miłego uczucia beztroskiego zmęczenia, co najmniej do jutra. Jakiś czas temu opuścili już teren centrum, teraz idąc wzdłuż ruchliwej drogi, obierali najkrótszą drogę do domu.
-To co… idziemy?- Spytał się Thar’a, który zatrzymał się na chwilę, opierając o słup i zostając z tyłu, najwyraźniej był bardziej zmęczony i obolały niż chciał to po sobie pokazać. Słysząc pytanie najpierw skrzywił się i spojrzał w dół drogi, a następnie w kierunku pobliskiego przystanku, najwyraźniej bijąc się z myślami.
-Słuchaj może… Jedźmy dzisiaj autobusem.- Zaproponował, a Loke z ulgą się zgodził.