Uniwersum Metro 2033 - Stoyan
-Do dupy, ale stabilnie. Dostęp jest do kilku pomieszczeń: głównego korytarza, kilku pomieszczeń sanitarnych, kibli, pomieszczenia obsługi. Wszystko zagracone sprzętem i ludzkimi szczątkami. Na powierzchni także skromnie. Dwa zepsute wozy pancerne, kilka spalonych ciężarówek, puste magazyny i mała spalarnia.
-Mutant na 9! - nagły krzyk przerwał rozmowę.
Między drzewami przemknął cień, który głośno parskał i prychał. Huknął jeden z AKSU. Cisza. W powietrzu dało się słyszeć jedynie odgłos kropel bębniących o karłowate i pozbawione liści drzewa.
-Idziemy, zanim pojawi się ich więcej.
Oddział zwiadowczy przyspieszył. Po godzinie kluczenia w napięciu po upiornym lesie w końcu wyszli na drogę, która miała znośny poziom radiacji. Jakieś pół kilometra dalej majaczyły kontury ogrodzenia magazynów. W miarę jak się zbliżali, stalker dostrzegał coraz więcej szczegółów. Dachy magazynów, zniszczone betonowe ogrodzenie, wyłamaną bramę oraz kilka mutantów, błąkających się bez celu przed bramą. Z wyglądu przypominały ludzi, z nienaturalnie rozrośniętymi kończynami górnymi, które były tak ciężkie i wielkie, że ciągnęły je za sobą po ziemi. Mutanty plątały się niczym lunatycy, co jakiś czas wydając głośne wołania, które przypominały Chewi'ego z sagi Gwiezdnych Wojen.
-Nie strzelać bez rozkazu!
Wysunął się na czoło oddziału i pierwszy nawiązał kontakt z mutantami. Te jakby go nie widziały, chodziły bez celu, szurając olbrzymimi kończynami.
-Są raczej niegroźne, jakby były w jakimś letargu albo śnie. O ile dobrze pamiętam, zejście do laboratorium jest w jednym z magazynów. Trójka zna lepiej teren, niech prowadzi.
Wywołany żołnierz czujnie przeszedł obok stworów, mierząc do każdego z karabinku. Następnie skierował się w stronę olbrzymiego hangaru, który służył niegdyś za magazyn żywnościowo-sanitarny.
Deszcz przybierał na sile. Gdzieś daleko na horyzoncie pojawiły się pierwsze błyski.
Zwiadowcy kluczyli po placu przed magazynem wokół porozrzucanego sprzętu. Dwa wielkie transportery leżały przewrócone na bok, jakby jakiś dzieciak bawił się nimi uderzając o siebie. Tylne drzwi jednego z nich były wyrwane, a na pancerzu widać były ślady olbrzymich pazurów.
Nagle Stoyan dostrzegł światło. Ciepłe, wręcz melancholijne rozlewało się złotą łuną przed wrotami hangaru. Pochodziło ono z koksownika, w którym wesoło płonęła jakaś substancja.
-Po każdym zwiadzie zostawiamy zapalone koksowniki, przede wszystkim żeby odstraszały potwory i stwarzały pozory, że baza nie jest wyludniona. Naukowcy dali nam jakąś substancję, która ma długi okres spalania, a przy tym, daje cały czas tyle samo ciepła i światła - wyjaśnił jeden ze zwiadowców.
"Odrobina przytulności jeszcze nikomu nie zaszkodziła" - pomyślał stalkeri wystawiając ręce w stronę koksownika.
Grupa weszła do hangaru. W tym momencie rozległ się złowieszczy huk gromu.
Oddział przyspieszył odruchowo kroku. Wewnątrz panował półmrok, jedynie nikłe światło dzienne wpadało przez dziury w dachu i otwarte wrota. W głębi hangaru znajdowały się pomieszczeni dla obsługi pojazdów i kanały samochodowe.
Klon numer 3 zszedł do jednego z kanałów. Jego towarzysze jeden po drugim zaczęli zapalać czołowe latarki.
-To jedyne ocalałe wejście do laboratorium, można powiedzieć, awaryjne. Główne znajdowało się kiedyś za hangarem, ale zaspawano je na amen chyba wieki temu - wyjaśnił przewodnik
-A co ze stworami za nami, powinniśmy się ich obawiać? Długo trwa ten ich sen? - zapytał stalker