Uniwersum Metro 2033 - Stoyan
Ostatnie pomieszczenie.
„Może tym razem. Chociaż jakiś mutant do wypróbowania nowej broni. Albo nie! Nie ma co kusić losu. Ustrojstwo wychowane w warunkach laboratoryjnych i to po tylu latach od Armageddonu może być cholernie niebezpieczne.”
Przełknął nerwowo ślinę i nieco zbyt brawurowo, wparował do pokoju. Pusto. Szmelc, brud, pleśń i niezdrowe poczucie, że ktoś tu sobie robi jaja z ich misji.
Reszta wojaków również zameldowała brak jakiejkolwiek aktywności. Co prawda jeden z nich zauważył, że kibel w toalecie damskiej ewidentnie jest zapchany, na co inni zareagowali dyskretnym śmiechem. Obyło się bez większych fajerwerków.
- No dobra, panowie. Tak jak myślałem, nic tu po nas. Czas zrobić mały remont – dowódca grupy wskazał głową masywne drzwi na końcu korytarza.
Cały oddział podszedł do nich powoli. Ostatnie ze świateł alarmowych dramatycznie skrzypiało w swojej plastikowej obudowie obok wrót. Wielkie, grube na co najmniej metr, elektroniczny zamek kodowy.
- Rozumiem, że sprawdzany?
Klony zgodnie pokiwały głowami.
- Tylko was sprawdzałem. Dobra. Odsunąć się!
Stoyan wymierzył w zamek ze swojej broni. Nacisnął przycisk ładujący broń i czekał aż elektrody nagrzeją się. Gotowość do użycia broń oznajmiła delikatnym drżeniem i buczeniem. Strzał.
Wiązka energii uderzyła z impetem w zamek.
Nic.
Drugi raz.
Wgniecenie.
Trzeci.
Zamek pękł, a w drzwiach ział otwór wielkości głowy dorosłego mężczyzny.
Drzwi zaskrzypiały i delikatnie się uchyliły.
"A gdzie te błękitne rozbłyski, eksplozje i wielkie płomienie?" stalker zerknął na broń, wzruszył ramionami i zawiesił ją na plecach.
- Sezamie, otwórz się ! - zażartował i pchnął olbrzymie drzwi, które z cichutkim szmerem otworzyły się na oścież.
Za drzwiami były schody. I to nie wielkie betonowe czy metalowe kolosy wyczyszczone do hermetycznego połysku, po prostu zwyczajne schody zrobione z betonowej wylewki. Nawet balustrada śmierdziała socjalizmem i była wykonana z najgorszej klasy drzewa.
- Nie tego się spodziewałem, no, ale podobno laboratorium jest stare - zażartował po raz kolejny Stoyan, bo wyczuł niewielkie napięcie w grupie. Nikt mu nie odpowiedział.
Zaczęli powoli schodzić. Włączyli czołówki. Schodzili coraz niżej i niżej, stopień po stopniu, cal po calu. Latarki czołowe co jakiś czas oświetlały porowate ściany i przegniłe barierki. Minęli już chyba z cztery piętra.
Wewnętrzny głosik w głowie stalkera krzyczał żeby zawracali. Pokiwał ze zmęczeniem głową.
"Spokojnie, człowieku. Na dole pewnie jest dokładnie to samo, co na górze. Pięć minut i nas nie ma".
- Wszystko w porządku, dowódco? - maska jednego z klonów przygasiła czołówkę i odwróciła się w stronę dowódcy
Spojrzał w swoje odbicie w czarnym wizjerze klona.
- Tak. Przyśpieszmy panowie, nie mamy całego dnia na zwiedzanie tej ruiny
W końcu zeszli na sam dół. Siedem pięter. Nieźle.
Przed nimi takie same drzwi. Tak samo wielkie, zimne i nieprzyjazne. Jednak tym razem uchylone. Oddział jak jeden mąż czujnie zajął pozycje przed drzwiami. Dowódca oddziału zdjął z pleców railguna i wycelował w drzwi. Delikatnie uchylił je. Te z okropnym skrzypnięciem rozchyliły się na niemal całą szerokość i z łoskotem wypadły z zawiasów. Huk był nie do opisania.
- To tyle jeśli chodzi o subtelność - rzucił stalker i wkroczył bezpardonowo do środka razem z drużyną klonów.
Ich oczom ukazał się dokładnie taki sam korytarz, a raczej tunel jak kilka pięter wyżej, z tym, że biegł w stronę przeciwną. Tym razem jednak tunel był niebagatelnie dłuższy, a po obu stronach było chyba ze sto pomieszczeń. Jedne były otwarte, inne pozamykane na głucho, jeszcze inne zamurowane lub zaspawane na amen. Wszystko oświetlone przyjemnym, jasnym światłem pochodzącym z lamp obudowanych w stalowe, kratowane obudowy.