Ulice Calleh
Już ja dobrze wiedziałem co oni robią z takimi jak ja i Sara. Nie było czasu do stracenia, trzeba było się ratować, tylko jak? W akcie desperacji pobiegłem stronę najmizerniej wyglądającego gwardzisty, która na całe szczęście stał przy oknie i rzuciłem się na niego przez co obaj wypadliśmy przez okno. Na całe szczęście jego ciało zamortyzowało mój upadek to też szybko się podniosłem i zacząłem biegnąć co sił w nogach, a w tym byłem naprawdę dobry. Lata praktyki w uciekaniu i dobra znajomość terenu pozwoliła mi się szybko ulotnić z miejsca zagrożenia. Znalazłem się w jakimś bliżej nie określonym budynku, ale było tutaj przynajmniej ciepło. Ja byłem bezpieczny, przynajmniej na razie, ale nie mogłem powiedzieć tego o Sarze. Przez całą noc miałem wyrzuty sumienia, że zamiast jej ratować uciekłem ja tchórz zostawiając ją samą na pastwę losu.
***
-Hej stary! - ktoś zaczął mną potrząsać - To moje miejsce! Wstawaj!
Moim oczą ukazał się brodaty schorowany starzec, który najwyraźniej miał do mnie pretensje o to, że przespałem tam gdzie on zwykł to robić. Jako, że był już ranek postanowiłem, że nie będę się z nim o to kłócił.