Ulice Calleh
-Wyglądasz na zmartwionego - podrapał się po brodzie, po czym dodał - może jednak powiesz mi co cię gnębi.
-No dobrze - rzekłem i opowiedziałem mu co się zdarzyło wczorajszej nocy.
Przyznam szczerze, że nawet mi trochę po tym wszystkim ulżyło jak już się wygadałem. Jeszcze przez chwilę razem rozmawialiśmy na ten temat. Podczas tej rozmowy postanowiłem, że uratuje Sarę za wszelką cenę, chociaż jeszcze nie wiedziałem jak. W każdym razie musiałem to zrobić dla niej i też dla siebie, bo nie mogłem żyć ze świadomością, że jej nie pomogłem. Przez kilka dni pałętałem się po mieście szukając informacji na temat tego, gdzie przechowywani są ludzie pojmani przez gwardię. Wiedziałem, że przez pewien czas Sarze nic nie grozi, dlatego też miałem czas, gorzej było z pomysłami. Chodził bym tak szukając informacji jeszcze przez kilka dni, gdyby nie pewien człowiek imieniem Zora, którego spotkałem w pewnym plugawym barze. Był postawnej postury z dziwnymi tatuażami na całym ciele, które wyglądały na napisy w nie znanym mi języku. Przebywając z nim zdawało się czuć delikatny swąd rozkładającego się ciała, najogólniej mówiąc nie wyglądał na człowieka, któremu można byłoby powierzyć swoje potomstwo pod opiekę. Do jego wizerunku kompletnie nie pasowały za to bardzo czyste i zadbane włosy. Dodawało to szczypty komizmu do worku nienawiści jaki sobą prezentował. Wtedy nie bardzo obchodził mnie jego dziwaczny widok, najważniejsze było to, że posiadał on bardzo dużą wiedzę na temat systemu więziennictwa miasta Calleh, a co najważniejsze powiedział, że za odpowiednią cenę pomoże mi uwolnić Sarę. Nie chciał pieniędzy, tylko przysługi. Ja niezastanawiając się nad tym długo zgodziłem się na jego warunki, nie wiedząc jeszcze wtedy ile będzie mnie to kosztować, ale o tym później.