Ula
Kiedy zamówienia zostały odebrane od obojga gości, to na schodach pojawiła się trzecia osoba. Była nią dziewczyna mniej więcej w wieku Uli, patrząca trzeźwo, jednak niemożliwie rozczochrana. Miała na sobie powyciągany dres i stary podkoszulek ze znaczkiem, który wyglądał na logo zespołu metalowego. Szurając stopami w papciach dziewczyna usiadła na najbliższym stołku przy barze i poprosiła o czarną kawę. Gdyby się odwróciła w odpowiednim momencie, to zauważyłaby pełne dezaprobaty spojrzenie, jakim znad talerza z jajecznicą atakowała jej plecy elegantka. Ula już niemal podniosła się, żeby się przysiąść do „dresiary”, jednak w tym samym momencie zadzwonił dzwonek nad drzwiami wejściowymi, a do środka wdarł się przenikliwy chłód górskiego poranka.
- Cześć, zrobisz mi kawę? – Pytanie rozbrzmiało tuż po tym, jak trzasnęły zamykane drzwi. Zostało zadane głosem niskim, a jednocześnie aksamitnym, który natychmiast sprawił, że Ula odruchowo obejrzała się, żeby zobaczyć jego właściciela.
Do kontuaru podchodził właśnie mężczyzna tak podobny do barmana, że nie było wątpliwości, że był to wspomniany brat – Olaf. Mimo ewidentnego braterskiego podobieństwa, trudno byłoby wymienić choć jedną wspólną cechę ich wyglądu. Eryk był bez wątpienia starszy, jego ciemne włosy dość obficie przeplatała już siwizna. Z kolei Olaf był prawie rudy i w przeciwieństwie do swego brata miał dość bujną brodę. Mimo tego Ula była przekonana, że jest niewiele starszy od niej. Kolejnym elementem, na który zwróciła uwagę był fakt, że starszy z braci dorabiał się coraz większego mięśnia piwnego, podczas kiedy młodszy był szczupły, a dziewczyna była przekonana, że robocza kurtka, której nie zdjął skrywa dobrze umięśnione ciało.
- Cześć, no już robię. Słuchaj, jest tutaj pani, której się zepsuł samochód parę kilometrów stąd. Mógłbyś z nią porozmawiać?
- No jasne. – Na twarzy Olafa od razu pojawił się szeroki uśmiech, kiedy podchodził do Uli. – Cześć, Olaf jestem. To co tam się stało?
- Ula. No nie wiem, gdybym wiedziała, to pewnie byłabym w stanie sama sobie poradzić.
- Hah, w sumie racja. Słuchaj, zjem śniadanie to odpalę lawetę i pokażesz mi gdzie stoisz. Może tak być?
- Jasne, dziękuję.
- Nie dziękuj mi jeszcze, nie wiemy czy będę w stanie ci pomóc. – Po tym zdaniu puścił jej oko i zasiadł przy stoliku.
***
- No więc co cię skłoniło do pchania się przez te góry samotnie? – Siedzieli już w szoferce lawety i wyjeżdżali z miasteczka. Najwyraźniej młodszemu z braci Sabrewskich cisza przeszkadzała bardziej niż starszemu.