Święty Romek otwiera biznesa
- A tego nie mogę jeszcze powiedzieć, bo pan Kowalewski prosił, żebym zachował
to w tajemnicy!
Kobieta jeszcze bardziej się zdziwiła, ale już o nic nie pytała.
Dalsza część historii miała miejsce wieczorem 24 grudnia, gdy wszyscy w ciepłych domach spożywali wieczerzę. U Jankowskich wigilia zaczęła się w tym roku dość wcześnie, bo już po dziewiętnastej. Romek był ich jedynym gośćcem, bo nie mieli oni żadnego potomstwa. Traktowali go trochę jak swojego syna, którego nigdy nie mieli. On też starał się być dla nich jak dobry syn, bo to dzięki nim ma dach nad głową.
- Romuś tylko uważaj na siebie! – krzyknęła za nim z progu Jankowska.
- Dobrze, kochana dobrodziejko! – odkrzyknął i pomaszerował dalej przez podwórko.
To właśnie dzisiaj miał wykonać swoje zadanie u Kowalewskiego.
Nigdy nie przypuszczał, że będzie w takim wieku przebierał się w jakiś kostium. Ale przecież to tylko robota i to w dodatku bardzo dobrze płatna. Dwie butelki Trzpiota i wyżerka
za darmo, więc co mu zależy?!
Zgodnie z prośbą Kowalewskiego Romek wyszedł wcześniej z domu, żeby dotrzeć
na miejsce okrężną drogą, aby nie rzucał się nikomu w oczy. Czemu tak na tym zależało gospodarzowi? Romek mógł się tylko domyślać, bo ludzie na pewno by się zaciekawili,
co to za dureń lezie przez wioskę przebrany w czerwony kostium. Niektórzy na pewno nie darowali by okazji i chcieliby sprawdzić, dokąd to takowy jegomość się uda.
Kowalewski chciał sprawić jedynie radość swoim dzieciakom, żeby „prawdziwy” Święty Mikołaj dał im prezenty. Jednak za drogo by było mu ściągać tego właściwego
z daleka, dlatego postanowił nająć do tego Romka, który za drobną opłatą postanowił zagrać Świętego i wręczyć podarki jego dzieciom.
Kiedy przechodził koło płota Rutkowskiego – najbliższego sąsiada Jankowskich, usłyszał:
- Romek! To ty?!
- Ja! A kogo się, kurra, spodziewałeś? Wróżki? Księcia z bajki?! – warknął
w odpowiedzi.
- A po jakie licho ty się za Świętego Mikołaja przebrałeś? – zapytał Rutkowski,
gdy stanął przy płocie.
- A tak się ubrałem. Nie można?
- Jak chcesz to możesz. Ja ci nic nie zabronię! Pośmialiśmy się. To teraz powiedz,
po co się tak ubrałeś?
- Nie interesuj się tyle sąsiedzie.
- Romek, no! – nalegał Rutkowski.
- No będę rozdawał prezenty przecież. Jak to Mikołaj ma w zwyczaju, co nie?
- U kogo? Ha?
- Nie ważne u kogo… Liczy się gest! Bo ja malućkim nie potrafię odmówić.
- Toć ty za Trzpiota pewnie robisz!
- I chuj z tego! Muszę się szanować, dlatego najniższą stawkę biorę za tą fuchę!