Święty Romek otwiera biznesa
- Dzień dobry pani Kowalewska! - powitał kobietę. – Jak tam pani dopisuje zdrowie? Dzieciaczki zdrowe?
- A dzień dobry, dzień dobry! Dziękuję, wszystko dobrze – odpowiedziała uprzejmie Kowalewska.
- Ty! Romek! Żony mnie nie podrywaj! – zawołał wesoło z drugiej strony samochodu Kowalewski.
- Jakże bym śmiał, królu złoty! Chociaż muszę to powiedzieć, że pańska żona z dnia na dzień pięknieje – zapewnił Romek i wyciągnął na powitanie dłoń do gospodarza.
- Co tam Romek u ciebie? Odśnieżasz?
- Ano odśnieżam, bo jak pani Zosieńka prosi to odmówić nie mogę.
- No tak! Pani Zosieńka ładnie prosi to i trzeba pomóc – zgodził się Kowalewski. – Dobra, idę do sklepu, bo żonie nie pozwolę przecież nosić ciężkich zakupów, co nie?
Zarechotał mężczyzna i ruszył za żoną po schodkach do sklepu. Romek wrócił
do odśnieżania i kiedy kończył ze sklepu wychodzili Kowalewscy – najpierw ona a za nią obładowany torbami schodził mąż.
- Zapytaj go – rozkazała żona, gdy tylko skończyli pakować zakupy do bagażnika.
- Pewnie się nie zgodzi…
- Zapytaj i nie marudź – ucięła rozmowę kobieta i wsiadła do auta.
Kowalewski zamknął bagażnik i podszedł do Romek, który już miał wchodzić
do sklepu.
- Romek! Chodź no na chwilę tutaj!
Romek postawił szuflę obok wejścia do sklepu i zbiegł po schodach.
- Co tam panie Kowalewski? Jest jakaś robotka dla mnie? – zapytał z nadzieją.
- Romek, słuchaj… Jest taka sprawa. Rozumiem, jeśli się nie zgodzisz – zaczął gospodarz.
- Proszę mówić! Ja mężczyzna pracujący i żadnej pracy się nie boję – zapewnił.
- No dobra… Słuchaj… - Kowalewski nachylił się nad Romkiem i powiedział
mu o co chodzi. – To jak?
- Nigdym jeszcze takiej propozycji nie dostał…
- Mówiłem taj mojej, że się nie zgodzisz, ale się uparła!
- Spokojnie, książę złoty! Czy ja powiedziałem, że nie? – zakrzyknął Romek. – Tylko…
- O wypłatę się nie martw! – uprzedził pytanie gospodarz. – Butelka Trzpiota teraz. Dwie po robocie i dostaniesz u nas zjeść. Co ty na to?
- Na wigilię już mam zaproszenie do Jankowskich, moich dobrodziei… Ale nie wzgardzę przecież jedzeniem szanownej małżonki! Zrobię to wyłącznie dla pana! – zgodził się Romek.
- No to załatwione! W południe ci dostarczę kostium i po dziewiątej przyjdziesz
do nas. Dobra?
- Oczywiście! Się rozumie! – zapewnił i wyciągnął rękę po pieniądze, które z kieszeni wyjął Kowalewski.
Romek długo jeszcze machał na pożegnanie swojemu pracodawcy, kiedy wraz z żoną odjeżdżał spod sklepu. Uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna wrócił do sklepu, wcześniej zabierając ze sobą szuflę, którą zostawił obok drzwi.
- Romuś! Pewnie zmarzłeś! – zakrzyknęła właścicielka i szybko ściągnęła z półki butelkę Trzpiota. – Masz! Należy ci się z dobrze wykonaną robotę.
Romek pokręcił głową i powiedział:
- Nie trzeba pani Zosieńko! Wie pani, że ja dla pani wszystko! Nawet gwiazdkę
z nieba bym pani dał, jeżeli pani chce!
- Oj Romek! Masz i pij! – nalegała.
- Nie, nie, kochana pani! – zaprotestował. – Zapłacę za tę butelkę.
- Ale ty przecież nigdy nie płacisz z zasiłku za wino… - stwierdziła zdumiona Maciejewska.
- No bo nie płacę! Pan Kowalewski mi dał na poczet przyszłej roboty – odpowiedział uradowany.
Kobieta nic już nie mówiąc wręczyła butelkę klientowi.
- A cóż to za robota ma być? – dociekała pani Zofia, kiedy Romek był zajęty otwieraniem butelki taniego wina.