Święty Romek otwiera biznesa
- Czy byłaś grzeczna Aniu przez cały rok? – zapytał.
- Tak byłam.
- Tak właśnie przeczuwałem. To co mi pokażesz, żeby dostać swój prezent? Może powiesz jakiś wierszyk?
- A może być krótki?
- Jeżeli ładny – to tak.
Dziewczyna chwilę się zastanowiła i wyrecytowała:
- Na górze róże, na dole fiołki, my się kochamy jak dwa aniołki. Ładnie?
- Bardzo! – zapewnił Mikołaj i wręczył jej prezent, który podała mu Rutkowska. – To teraz zapraszamy następną dziewczynkę. To może teraz… Ty! – Romek spojrzał na średnią córkę, która obserwowała Anie rozpakowującą prezent.
Jednak dziewczynka poszła za przykładem siostry i stanęła przed Romkiem.
- A ty jak masz na imię?
- Ewa…
- A ile masz lat?
- Osiem. W styczniu dziewięć.
- To spora dziewczynka z ciebie! A powiedz ty mi, grzeczna byłaś?
- Byłam…
- A chcesz dostać prezent ode mnie? – Ewa pokiwała głową, że tak. – To co
mi przedstawisz?
- Mogę zaśpiewać? – zapytała nieśmiało.
- Ależ oczywiście! – zawołał entuzjastycznie Romek. – Konkretnie to co zaśpiewasz?
- Piosenkę Hanny Montany!
Ale że piosenka była po angielsku, to Romek nie zrozumiał żadnego słowa, bo nie jest poliglotą. Zna jedynie parę słów po rosyjsku, których nauczył się jeszcze za czasów komuny. Gdy Ewa skończyła swój recital, przebrany Święty pogratulował jej talentu i stwierdził,
że bardzo ładnie śpiewa. Wręczył podarek, a kiedy miał zaprosić najmłodszą, to Basia stała już w wyznaczonym miejscu.
- Już wiem, że byłaś grzeczna Basiu. Ale za to jestem bardzo ciekawy, co takiego
mi przedstawisz!
- Zatańczę, Święty Mikołaju!
I nie czekając na jego odpowiedź zaczęła wywijać przed Romkiem przeróżne piruety. Święty Mikołaj obserwował uważnie jej pląsy, a kiedy skończyła wręczył jej podarek,
który znowu posunęła mu Rutkowska.
Rutkowski odprowadził Świętego Mikołaja do drzwi, wręczając mu butelczynę taniego wina i paczkę najtańszych papierosów zgodnie z umową.
- No to dzięki Romek! Dobrze poszło. Nie będę ciebie zatrzymywał.
Romek zmęczony po tym całym aktorstwie, musiał jakość uspokoić skołatane nerwy, dlatego łyknął bardzo szybko swój Trzpiota, będącego doskonałym lekarstwem na wszystkie dolegliwości. Pseudo Mikołaj ruszył dalej, znacznie przyspieszając kroku, bo bał się, że nie zdąży do Kowalewskiego. Idąc tak dłuższą drogą, bo polem, było mu strasznie zimno, postanowił zapalić papierosa, żeby się rozgrzać, ponieważ wino już dawno się skończyło.
Po drodze do Kowalewskich miał jeszcze kilka podobnych rozmów i kilka ofert pracy tego wieczoru. Sam do końca nie potrafił wytłumaczyć jak to się stało, że godził się na każdą propozycję. Może to widok małych pociech w oknach domów zmiękczał jego serce? A może to alkohol sprawiał, że stawał się uległy na wszelkie propozycje. Jednak na potrzeby opowiadania przyjmijmy, że była to ta pierwsza opcja…
W kilku przypadkach został rozpoznany, że to on a nie Mikołaj. Jednak Romek już
po kilku butelkach Trzpiota był wstanie zełgać na dowolny temat. Na zdemaskowanie
przez dzieciaki odpowiadał:
- Romek, Romek. A myślicie, że Mikołaj to ma czas odwiedzić wszystkie dzieci
na świecie?! No nie ma! Dlatego prosi o pomoc takich Romków jak ja, żeby dostarczyć dzieciom prezenty!
Jeżeli jakieś dziecko mówiło, że nie wierzy w jego istnienie, mówił:
- Nie? No to po coś wysyłał mi list z listą prezentów? Co ja teraz z tym zrobię,
jak jakieś inne nie zechce czegoś takiego? Będę stratny w tym interesie… E tam! Sam się pobawię tym najwyżej!