Srrach
- Całkiem nieźle – powiedział Kazimierz.
- Ale już chyba nie pójdzie – stwierdził Kartofel, wskazując na śpiącego młodzieńca i ryknął śmiechem. Zawtórowali mu pozostali. – Szkoda tego grosza – judził z kolei on.
- Ale ja pójdę! – Kazimierz grzmotnął pięścią w stół, aż ława zatrzeszczała.
- Gdzie pójdziesz, wujku? – zapytała Marta, która właśnie weszła do gospody.
Kazimierz zmieszał się, zrobiło mu się głupio.
- Ja… - zaczął.
- Kaziu pójdzie samotnie na cmentarz i przyniesie jakiś fant – powiedział Mietek. - Zrobiliśmy zakłady. Spora…
- Czyś ty oszalał!? – przerwała mu Marta.
Kazimierz nie wiedział, co odpowiedzieć. Gdyby mógł w tym momencie, to by udusił Mietka gołymi rękami.
- Marta! – prawie krzyknął. – Chodź, porozmawiamy na boku.
I kiedy znaleźli się w oddaleniu od reszty biesiadników, zaczął mówić:
- Nie wiem, co mi strzeliło do łba, ale już się zgodziłem, więc teraz muszę iść, bo jakże… Marta, posłuchaj! Byłaś zawsze dla mnie jak córka… Wiesz przecież… - mówił urywanymi zdaniami. – Obiecuję ci, że to ostatni raz. Możesz mi wierzyć! – ciągnął dalej. - Przyrzekałem sobie sam nie jeden raz, ale… Po raz pierwszy przysięgam tobie. Od jutra nie tknę wódki, ani piwa. Dość! Marta! Wierzysz mi?! – prawie krzyknął.