Srrach
***
Spojrzał jeszcze raz na księżyc, który zaczęły przesłaniać chmury. Noc ciemniała.
- Cholera, nic nie widać! – mruknął. - Mogłem wziąć latarnię. –
Co by tu wziąć na dowód - pomyślał.
- Do diabła! – znowu zaklął. I kierowany jakimś dziwnym odczuciem chwycił pierwszy przedmiot, jaki wymacał w ciemności rękoma – wyrwał drewniany krzyż. Wyszedł lekko. – Grób musi być świeży - dotarło do niego. Zarzucił go na plecy i ruszył w stronę wyjścia. Wtedy usłyszał dziki śmiech. - Chyba puszczają mi nerwy, duchów przecież nie ma - przeszło mu przez głowę. Za cmentarną bramą przyspieszył kroku.
– No i po strachu! – odsapnął. Wkrótce otwierał drzwi do gospody.
- O, Kaziu, jesteś! – przywitali go.
- Ano jestem! Wódki! – krzyknął.
- Co tam przyniosłeś? Pokaż! - zaciekawił się Kartofel.
Wtedy Kazimierz spojrzał po raz pierwszy na swe trofeum w pełnym świetle i aż go zmroziło. Na tabliczce przybitej do krzyża odczytał: Helena Kowalówna. Chwycił szklankę wódki i łyknął spory łyk. Odkaszlnął i robiąc dobrą minę do złej gry, stwierdził: - Mamy do siebie szczęście, co?