Tezy Upadłych: Przebite pomniki
Obsydianowy czas
Poprzez upadłe krople
Wymyka się spod kontroli
Każdego z nas.
Cisza obsydianowa
Pomniki kiedyś uchowa
Przywita zaschłą krew
Zawita...
Pośród drzew
Jak pomniki przedziwne
Przebite na wylot.
Wiwat życiu człowieka! Wiwat Miłosierdziu! Wiwat! Wiwat!
Ludzie mogą wiwatować. Anioły mogą wyznawać szczerość i Miłosierdzie Boskie.
Co niektórzy tego zaprzestają. Jeszcze inni się temu sprzeciwiają. A ja? Ja już nie pamiętam...
Naprawdę, nie pamiętam.
Cisza. Spokój. Pamięć. Uleciała? Prawdopodobnie.
Pamietam nawet te sześćset sześćdziesiąt pięć aniołów. Część z nich skończyła w piekle... Ale część z nas... Ci, którzy mieli mniejsze przewinienia niż inni... Część z nas wylądowała tu... Wylądowała w czyśćcu.
Tak, jestem w czyśćcu. Wreszcie się tego domyśliłam... Ale dopiero po tym, co ujrzałam.
Teza druga: nie wszystkie anioły spadły do piekła.
Niektóre obecnie pilnują czyśćca....
Las kiedyś musiał się skończyć. Mimo iż jest nieprzeliczalnie wiele dusz w tym przedziwnym kraju, to jednak jest ich... Skończoność. Przeliczyć może i by się dało i zapewne też ktoś to robi, ale... Ja tylko się tędy przejdę. Muszę iść dalej. Muszę... Chyba znaleźć odpowiedź, gdzie tak naprawdę teraz jestem. Tego bynajmniej wymagało moje sumienie.
O. No patrzcie? Odezwało się... Sumienie! Teraz, kiedy już moje przewinienie zostało osądzone? Teraz, kiedy dopuściłam się w ogóle tego przewinienia? No patrzcie.
Wybacz, kolego, trochę za późno na żale. Wylądowałam tutaj, na tym kurzu. Bez skrzydeł i możliwości wzbicia się w górę. Do Boga. Moja dusza tak bardzo chciała do Boga! Ale przecież... Już nie mogłam. Już za późno.
W każdym razie: pasmo drzew wreszcie się kończyło. Owy Ogród, jak to nazwałam w myślach, wreszcie miał swój kres. Jednak to, co miałam zobaczyć dalej... Było jeszcze gorsze...
Pomniki. Cała masa pomników. Wszędzie... Smutne, płaczące, przytulające się postacie. Wszystkie... Wszystkie... Przebite... Wszystkie czarne. Przebite. Poprzebijane złotymi światłami na wylot. Nie mogące się ruszyć dusze, złączone ze sobą, poprzebijane, płaczące czerwoną cieczą. Czy to była...? Krew?
Podeszłam do jednego z pomników i dotknęłam owych "łez". Były dziwnie lepkie, pachniały słodkawo. Czyli... Tak, krew. Na pewno krew. Byłam o tym święcie przekonana.
- Ich czas także nadejdzie. - Znowu ten dziwny głos.
- Pokaż się wreszcie! Dopiero teraz zauważyłam, że glos był nieco, jakby.. Znajomy.
- Jeszcze nie czas, Tenshi. - Odparł tylko. - Czcij Ojca swego i Matkę swoją.
Głos więcej się nie odezwał. Nie widziałam też sensu ponownie się odzywać.
"Czcij Ojca swego i Matkę swoją"... Czwarte przykazanie. I dopiero jak zaczęłam się przyglądać, dostrzegłam...
Pomniki składały się z minimum trzech osób. Dwojga rodziców i dziecka. Dwojga dzieci... Trojga czworga, a nawet czasem piątki. Szóstki... Wszyscy tulili się do kogo innego. Jakby do własnych rodziców. Jednak tylko pomniki dzieci błyszczały się ciemnymi i jasnymi barwami. Jakby pomniki rodziców były jedynie atrapami...
By to nie szanujące rodziców dzieci - cierpiały w czyśćcu. I to głównie one płakały. Jednak też trafiały się pomniki, które były... Faktycznie dorosłe. I faktycznie... Płaczące. Niektóre spękane przy przebiciu, inne nadal błyszczące bezlitosnym obsydianem. Smutnym, całym, ironicznie błyszczącym obsydianem.