Restaurator 9

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Mamo… Mamusiu… Nie chcę umierać… mamo… - łysa, pusta głowa osunęła się na bok, wypychając wbity śrubokręt do góry. Przez otwarte usta popłynęła ostatnia strużka żywej jeszcze krwi. Oczy pozostały otwarte, skierowane na Cygana.

- Ty sukinsynie! – wrzask dobiegał spod ściany, Kieta zaczął się czołgać w kierunku Dawida, jakby chciał go ugryźć, bo nie miał innej możliwości zadania bólu oprawcy - Przecież on był niewinny! Nic jej nie zrobił! A ty zabiłeś  bezbronnego z zimną krwią, ty sukinsynie. Przecież mówił! To był zwykły wypadek podczas zabawy…

- Co?! Ty to nazywasz wypadkiem przy zabawie? Ty gruboskórny draniu! Nikt nie nauczył cię jak używać języka? Pieprzony kuternogo! – jednym skokiem porwał butelkę ze stołu, wrócił i wściekle kopnął leżącego, nogą obrócił go na plecy, oblał twarz i pierś mocnym alkoholem.

- Co ty wyprawiasz do diabła?

- Do diabła? Tak szybko zmieniłeś już wyznanie?... Bóg cię jednak stąd nie wyciągnie! Co?... A co ja robię?! No jak to co? Mam zamiar dobrze się bawić! – wyciągnął z kieszeni zapalniczkę czarnego, zapalił i spojrzał bez współczucia na Kietę, który nie wierzył w to co się dzieje – I wygląda na to, że zaraz zdarzy mi się nieszczęśliwy wypadek.

Rzucona płonąca zapalniczka upadła na odsłonięty podkoszulek nasiąknięty alkoholem. Ogień strawił łatwopalną ciecz bardzo chętnie, głodny demon polizał Kietę po twarzy i zżarł jego włosy w ułamku sekundy. Ogień szybko by ugasł gdyby nie struga wódki lejąca się z góry, nie pozwalająca umrzeć ognikowi siedzącemu na piersi Kiety. Dawid podsycił ogień systematycznie dolewając, małymi porcjami pożywienia dla małego demona, póki nie zapalił się syntetyczny dres. Wtedy wódka nie była już potrzebna. Gorący materiał przykleił się do skóry i palił się bardzo długo wznosząc wrzask Kiety na szczyt bólu. Związany kolega nie mógł nic zrobić tylko patrzeć jak najtwardszy facet jakiego znał wije w bólu na podłodze, jak robak wychodzący z kokonu i wrzeszczy jak noworodek. Cygan nie mógł nawet zasłonić uszu, żeby nie słyszeć wołania pomocy w dziwnym języku umierającego robaka. Jedyne co mógł zrobić to zamknąć oczy i płakać. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów.

- Dlaczego nie patrzysz?– Dawid zaszedł go z boku i wymówił słowa wprost do jego ucha – Pomóż swojemu koledze! Przecież chciał cię stąd wynieść ryzykując własne życie. A teraz leży pod twymi nogami i cierpi a ty przymykasz na to oczy?

Cygan nie otworzył oczu ani ust. Natychmiast poczuł silne kopnięcie w ramię, krzesło przechyliło się i poleciało razem z nim na bok. Wylądował twarzą tuż przy głowie jęczącego Kiety.

- No powiedz mu coś! Czekaj! Może nie potrafisz, bo coś ci przeszkadza? Aaa… pamiętam. Pewnie to ten zapach jak w mojej knajpie, zapach spalonego mięsa. Czyżby robiło ci się niedobrze z powodu twojego przyjaciela bo śmierdzi? To on się dla ciebie poświęcił a ty nie chcesz nawet na niego spojrzeć bo chce ci się rzygać? Co z ciebie za przyjaciel? Pociesz go przynajmniej! Powiedz mu, że wyzdrowieje, włosy mu odrosną, skórę przeszczepią, kolano naprawią, jutro będzie lepiej. Spraw, żeby przestał cierpieć! Zrób coś, bo ja to zrobię!

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35