Mizantropia - fragment II [erotyka/pornografia]
***
Zamknąłem za sobą drzwi. Ona stała i czekała na mnie, z lekkim uśmiechem rzucając mi znaczące spojrzenie. Zdecydowanym krokiem zbliżyłem się do niej. Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem, po czym bez słowa pocałowałem ją prosto w usta. Odwzajemniła pocałunek, odgarniając z czoła przeszkadzające jej rude włosy.
Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Kiedy wyszedłem z teatru, intrygującej blondynki już nie było, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Rozejrzałem się za nią po ulicy, ale najprawdopodobniej zabrała jedną z podstawionych specjalnie na premierę taksówek. Miała w czym wybierać, kierowcy, słysząc o kulturalnym wydarzeniu, szumnie przybyli pod budynek, chciwie licząc na sowite napiwki od wyższych sfer. Jeżeli nie otrzymają ich dobrowolnie, zawsze mogą wozić po okolicy pijaną śmietankę towarzyską i nabijać licznik uzyskując podobny efekt.
Zdziwiło mnie trochę, że dziewczyna zdecydowała się wyjść bez N., ale reżyser mógł przecież dołączyć do niej później. Zawiedziony wycofałem się do środka, pragnąć jeszcze skorzystać z toalety, nim i ja wrócę do domu. Po drodze do łazienki półświadomie starałem się wypatrzyć kobietę z tatuażem, sam nie wiem w jakim celu. Możliwe, że nie życzyłem sobie kończyć tego wieczoru bez kobiety. Znalazłem ją dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej, z tymi samymi koleżankami. Jedynie lampka w jej dłoni w zadziwiający sposób sama się napełniła.
Decyzja o podejściu do grupki, w której stała, zapadła pod wpływem chwili. Nie stanowiło to dla mnie żadnego ryzyka, dziewczyny nie znały mnie, poza tym mogłem ulotnić się w każdej chwili, gdyby coś poszło nie tak. Po chwili nawiązaliśmy więc kontakt. Socjalizuję się wyłącznie, gdy nakazują to okoliczności, lecz nie oznaczało to, iż nie potrafiłem tego robić. Wręcz przeciwnie, kiedy chciałem, konwersacja była dla mnie czymś instynktownym. Zwyczajnie, nie przepadałem za kontaktem z innymi dla samego kontaktu, potrzebowałem sensownego powodu. Tutaj powodem, a raczej celem, był mój jedyny punkt zaczepienia w teatrze – czerwonowłosa - i na nią głównie ukierunkowywałem swoją uwagę. Dobrze, że rozpoznała we mnie impertynenta wrzucającego niedopałki do cudzych kieliszków, dzięki temu stworzenie nici porozumienia przebiegło trochę prościej, niż zazwyczaj. Na początku kobiety były trochę sceptyczne wobec mnie, co specjalnie nie dziwiło, gdyż byłem nieznajomym i to odrobinę młodszym od nich, lecz po paru minutach prowadziliśmy ożywioną dyskusję. Podstawą jest spontaniczność i nie nakierowywanie jej na określony rezultat. Najciekawsze pogawędki to te, w których przeskakuje się z tematu na temat. W miarę trwania rozmowy koleżanki kolejno nas opuszczały, tłumacząc się różnymi obowiązkami, aż wreszcie zostaliśmy tylko ja i ruda. Dzięki temu mogliśmy pozwolić sobie na większą swobodę.
Przechodząc do stołu, gdzie czekało na nas więcej alkoholu dowiedziałem się, że nazywała się R., słuchała eksperymentalnej muzyki i oglądała niszowe filmy, lubiła praktycznie każdy alkohol byleby polewano go w dużych ilościach, a jej tatuaż w postaci tajemniczych symboli ma jakieś znaczenie, które zdążyłem zapomnieć, zanim obydwoje stanęliśmy w progu jej mieszkania. Pokonanie tej drogi, oczywiście nie w fizycznym sensie, było godnym zwieńczeniem wieczoru. Najwyraźniej potrafiłem być wystarczająco nietuzinkowy, żeby się z nią przespać, ale śmiem twierdzić, że na mój sukces złożyło się jeszcze parę innych czynników. Odznaczałem się pewnością siebie, lecz nie arogancją, jak poprzednio w rozmowie z N., umiałem ją rozbawić i względnie uważnie słuchałem tego, co mówiła, pokazując, że interesuje mnie jako człowiek, nie obiekt seksualny. Dodatkowo miałem atut w postaci eleganckiego ubioru, więc prezencja także działała na moją korzyść. Funkcjonujące powszechnie konwenanse oraz świadomość powinności wykonania pewnych gestów w stosunku do R. od słowa i kieliszka do słowa i kieliszka przywiodły nasze wstawione osoby do pokoju służącego dziewczynie za sypialnię.