Restaurator 9
Milczał i nie mógł otworzyć oczu, usłyszał za to jak Dawid się oddala, wraca i po chwili rozniósł się dźwięk przeładowywanej broni. Padł strzał, a na twarz Cygana skapnęły krople ciepłego, lepkiego płynu, natychmiast jęk jego przyjaciela ucichł.
- Pozwoliłem sobie użyć twojej broni – Cygan dostał dreszczy, kiedy poczuł jak człowiek, który zabił jego przyjaciół pochyla się nad nim, obejmuje czule i szepcze mu do ucha – Wiesz co? Od początku wiedziałem, że to ty. Przecież wystarczyło na ciebie spojrzeć kiedy wszedłeś do mojej knajpy. Nic cię nie obchodzi liczy się tylko twoje dobro. Może na początku, gdybyś okazał jakąkolwiek skruchę, wybaczyłbym, ale teraz gdybyś zaczął mnie przepraszać, chyba wkurzyłbyś mnie jeszcze bardziej. Cały czas byłem pewien, że nie poświęcisz się dla kumpli i nie przyznasz do się winy dlatego z przyjemnością obserwowałem jak oni się bronili a ty ich najzwyczajniej olałeś. Obaj byli głupcami, że się ciebie trzymali. Zabiłem ich, bo chyba jednak cię ich śmierć trochę zabolała. To pewnie przyzwyczajenie. Dobrze było mieć kogoś przy boku kto wysłuchuje tych głupot jakie wygadujesz i otworzy ci puszkę piwa. Źle znosisz samotność? A zasługujesz na nią. Nie martw się. Ktoś jeszcze dotrzyma ci towarzystwa. Muszę tylko skorzystać z telefonu, ale zanim to zrobię będziesz musiał trochę pocierpieć. Trochę… bardziej niż Kieta. Chcę żebyś z jednej rzeczy zdawał sobie sprawę. Widzisz, ty byłeś największym draniem z nich wszystkich, dlatego tobie wymierzę największą karę. Kieta był twardzielem, proporcjonalnie do jego wytrzymałości ZAPLANOWAŁEM to co mu zrobiłem, to nie był wpływ chwili, czekałem tylko na odpowiedni moment. Jaki z tego wniosek…? Nie jestem szalony. A dla ciebie mam specjalne miejsce i zadanie do spełnienia. Teraz, zostawię cię na chwilę samego. Muszę iść po samochód świętej pamięci… jak go przezywaliście? Gruby? Jak on miał faktycznie na imię? Na pewno było żałosne i brzmiało śmieszniej od przezwiska. Ty je wymyśliłeś? Właściwie to nieistotne. Nie będziesz go już do siebie wołać a ja potrzebuję jego samochodu bo nie dam sobie rady samą siłą mięśni. Przydałby się Kieta ale on i tak by mi nie pomógł, pewnie nie mógłby patrzeć na to co ci zamierzam zrobić. Moim zdaniem on tylko udawał twardziela. Tak naprawdę był za miękki. Ty jesteś z nich największym draniem i dlatego będziesz umierać najdłużej… Poczekaj tutaj, odpocznij i przemyśl sobie o czym ci mówiłem. Zaraz wrócę i weźmiemy się do pracy.
Były restaurator pociągnął do góry drzwi i wyszedł pozostawiając je otwarte, więc do środka wpadło świeże powietrze wypychając z garażu przepełnionego cierpieniem zapach potu, krwi i spalenizny. Cygan został sam. Wreszcie odważył się otworzyć oczy i pożałował, że to zrobił. W jego twarz i umysł wbiło się martwe spojrzenie Kiety. Tylko oczy były takie jak je pamiętał, odważne i pewne siebie chociaż pozbawione brwi, twarz była w pęcherzach, łysa głowa przechylona na bok z dziurą po kuli w skroni, stróżka krwi zakrzepła spływając po czole. Jego twarz domagała się głośnego „przepraszam” wzbogaconego szczerymi łzami.
***
Przeszkadzało mu w gardle uczucie suchości, skurcz nadgarstków od mocno zaciśniętych kajdanek i ból całego ciała poobijanego po podróży w bagażniku samochodu, najbardziej jednak przeszkadzały mu myśli przegranej ostatniej sprawy. Nie bał się śmierci, wręcz czekał na nią z niecierpliwością aby przyniosła mu wreszcie upragniony odpoczynek od absolutnie wszystkiego. Nie pomógł nikomu. Ba! Był pewien, że nawet zaszkodził. Zawiódł tamtego restauratora jako stróż prawa, no i zawiódł siebie. To dało się przełknąć, ale on? Paweł? Łaził po ciemnym zapleczu kuchni tam i z powrotem. Był bardzo nerwowy. Tamten drugi długo się już nie pojawiał. Wokulski