Rękopis
dzo blade i dawały się dostrzec z najwyższym trudem. Zdawało się także, jakby tekst był nieznacz-
nie przesunięty względem mojego.
Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Czyżbym miał do czynienia z palimpsestem? Czy
podczas pisania jednocześnie wymazywał się tekst istniejący wcześniej, czy wiernie się powtarzał,
ale w nieco innym miejscu?
Tylko odczytanie wublakłego zapisu tekstu, którego jeszcze przecież nie napisałem,
mogło przynieść rozwiązanie zagadki. Pragnąc jednak pozostać jedynym rzeczywistym twórcą
"Mistrza", nie mogłem przecież "ściągać", nie pozwalał mi na to honor autora.
Nagle zdało mi sie, że za ścianą coś zaszurało. Tak jakby ktoś podszedł blisko, przyłożył ucho do ściany, a później przesuwał się to w tę, to w tamtą stronę.
Posłyszałem delikatne kroki. Ktoś próbował mnie podsłuchiwać, a może i podglądać
poprzez jakiś niewidoczny, dobrze ukryty otwór wśród arabesek tapet. Ktoś znajdował się w przy-
ległym pokoju i najwyraźniej interesował się moją skromną osobą.
Postanowiłem kontynuować przerwaną pracę i dopiero później sprawdzić jak zareaguje
na to swoista "kopia" mojego rękopisu, skoro jakiś ciąg dalszy niewątpliwie istniał. Który z tekstów
był zatem oryginałem, a który falsyfikatem?
Pisałem aż do świtu.
Tekst wydłużył się znacznie. Zawiązałem nową intrygę, zmieniając w pewnym miejscu
uprzednio powzięte plany. Akcja niejako zwalniała na zakręcie, aby nie wypaść z wyznaczonego
toru, a zmieniwszy kierunek, znów nabierała tempa.
Skonczywszy, zajrzałem ponownie na karty "kopii" i porównałem obydwa rękopisy.
Nie dało się ukryć – były identyczne. Zapis palimpsestowy dobiegał do końca
"mego oryginału", powtarzając wiernie wszystkie moje niezdecydowane kroki, wszystkie meandry
zamierzeń i poronione trawersy pomysłów i zatrzymawszy się u końca, przewidzianego na tę noc,
szlaku, tak samo jak ja, z wahaniem, postawił niezdecydowaną kropkę. Dalej było niewyraźne,
niepewne o swą przyszłość jak poprzedniego wieczora, niejasne i niezapisane, pole do popisu.