RĘKAWICZKI RITY
Przeraziła ją myśl, że ją zaintrygował, że już w tej chwili czuje do niego jakieś dziwne uczucie. On to wiedział. Delikatnie wziął ją za rękę i zaprowadził do zaparkowanego samochodu.
Nikt, nigdy nie potraktował jej w ten sposób. Nawet się nie przedstawił. Otworzył przed nią drzwiczki i gestem zaprosił do środka. To była duża nieostrożność z jej strony, ale wsiadła posłusznie. Pojechał w kierunku Tivoli. Zaparkował i otworzył jej drzwi.
- Mademoiselle, proszę!
Kiedy wysiadła, bez słowa znów ujął jej dłoń i poprowadził do jednej z licznych kawiarenek ze stolikami wśród zieleni i kwiatów.
- Jestem Soren Petersen – powiedział. Wiem, że moje zachowanie wydaje ci się dziwne i wierz mi, zrobiłem to po raz pierwszy w życiu. Kiedy patrzyłem na ciebie, nagle przyszła mi taka myśl do głowy i postanowiłem sprawdzić, czy ten scenariusz jest do zrealizowania. Wydałaś mi się tak bardzo niedostępna, że poniekąd sama mnie sprowokowałaś.
Kiedy wsiadłaś do samochodu, nie wiedziałem, co robić dalej. Tivoli to była jedyna myśl. Jesteśmy. Patrzę na ciebie dotykam twojej dłoni i nie wiem, co robić dalej…
Nanna patrzyła na niego z nieustającym zdziwieniem w oczach. Mało kto był na tyle odważny, aby ją zaczepić, zagadać, a ten tu nie dość, że ją prawie porwał to teraz nie wie co z tym zrobić.
- Ja też nie wiem. – Uśmiechnęła się po raz pierwszy od chwili spotkania. Sama była zmieszana sytuacją, a to zdarzało się jej niezmiernie rzadko. – Jestem Nanna Thor.
Soren zamówił dwie kawy i wodę mineralną. Patrzyli sobie w oczy i wtedy, oboje już wiedzieli, że coś ich połączyło. Nanna po raz pierwszy w życiu poczuła jakąś miękkość do starszego, o co najmniej dwadzieścia lat mężczyzny.
Zaufała mu wsiadając do jego samochodu. Była pewna, że nic złego się nie stanie, a skoro nic złego, to może coś dobrego i ciekawego z tego wyniknie. Nawet tu błyskawicznie oszacowała zyski i straty. Strat nie wyczuwała. Musiała jednak dowiedzieć się więcej.
- Kim jesteś Sorenie porywaczu?
- Soren jest malarzem po przejściach. Moje obrazy się sprzedają, a więc mam na kawę i wodę mineralną dla pięknej panienki… a panienka z pewnością studiuje, jak sądzę?
- Dobrze sądzisz, studiuję historię sztuki.
- Zaraz, zaraz… czy ja dobrze kojarzę nazwisko?
- Dobrze kojarzysz. Popatrz to chyba zrządzenie losu. Ja też malowałam, rzeźbiłam, aż wylądowałam w Royal Academy. Nie znam żadnego artysty. Pstryk i już mam jednego – zaśmiała się Nanna.
- Dzisiaj obudziłem się, mając w środku przekonanie, że jest smutno, szaro i nic dobrego mnie nie spotka, a spotkałem ciebie!
- I tu zaczął się twój dramat! Dzień ma się ku końcowi a ty dalej pogrążasz się w bagnie smutku… - powiedziała z przekorą.
- Fajne to bagno, ma szeroką perspektywę, a na horyzoncie świeci słońce.
- Jesteś bardzo miły.
- A ty jeszcze milsza, mam szczęście.
Tak upłynął im wieczór. Trwał tylko chwilę. Soren odwiózł Nannę
do domu. Wymienili się telefonami i nieco oszołomieni tempem zdarzeń podali sobie ręce.
Kilka dni później, zadzwonił.
- Pamiętasz mnie? Syrenko? – Tak bardzo chciałbym cię zobaczyć.
- Ja też – Odpowiedziała Nanna.
Mieszkanie a zarazem pracownia Sorena mieściła się
w kilkupiętrowej kamienicy z czerwonej cegły na ostatnim piętrze, przy Sortedam Dossering. Oprócz wielkiego mansardowego okna,
w dachu znajdowało się podobne zalewające całe pomieszczenie rozproszonym światłem.