RĘKAWICZKI RITY
Panienki siedziały na tylnym siedzeniu. Nanna miała okazję, aby przyjrzeć się wreszcie swojej przyjaciółce. Delikatność jej rysów, szła w parze z delikatnością obycia i nieśmiałością dziewczyny
z małego miasteczka, która dzięki uporowi i inteligencji dostała się do tej samej, co Nanna uczelni.
Jej czarne włosy spięte wysoko w „koński ogon”, kojarzyły się
z portretem Picassa a szaro-zielone oczy i podłużna twarz
z Modgilianim.
Nanna odniosła wrażenie, że Jeanne wymaga opieki, stałego dozoru, jaki ma starsza siostra nad młodszą. Nawet odpowiadała jej ta rola. Czuła sympatię do tej dziewczyny, półsieroty z jakiegoś miasteczka albo nawet z Bornholmu. Nawet ubrała się grzecznie. Do dżinsów włożyła białą koszulę z wysoko postawionym kołnierzykiem
i granatowy sweterek narzucony na ramiona. Jej niewielki bagaż pozwalał przypuszczać, że ma tylko jakaś „małą czarną”
i szczoteczkę do zębów.
Nanna wprost przeciwnie. Jej strój był odważny, makijaż był dyskretny, ale był, torba wypchana kosmetykami i ciuchami mimo, że za trzy dni wracały do swojego studenckiego pokoiku.
Dom rodziców znajdował się po lesistej stronie jeziora Lyngby. Był okazały. Patrzył podłużnymi oknami w białych ścianach, z dachem krytym czerwoną dachówką.
Volvo podjechało pod drzwi wejściowe szumiąc oponami na żwirowym podjeździe. Powitał je brat Nanny. Kierowca wyniósł z samochodu bagaż obu dziewczyn i ustawił starannie na ganku.
- Poznajcie się, to mój brat Asger a to moja przyjaciółka Jeanne. – spojrzała na speszoną dziewczynę, która chyba nie wiedziała, co się robi w takiej sytuacji i po prostu dygnęła jak przed panią
nauczycielką. To chyba zrobiło wrażenie na Asgerze, bo ciepło uśmiechnął się do Jeanne i objął ją ramieniem.
- Miło cię poznać! – powiedział i chciał zwrócić się do Nanny, ale ta już znikała w drzwiach.
- Hej Nanna, dokąd tak pędzisz! Pewnie chcesz poznać mojego przyjaciela! Przywiozłem go z Nowego Jorku, jesteśmy tu już tydzień. Mama jest w nim zakochana! – Mówił idąc obok niej.
Jeanne szła z tyłu rozglądając się po szerokim westybulu.
Z przeciwka szedł ku nim wysoki, szczupły, jasnowłosy mężczyzna.
- O! Jest! Niels, proszę, mamy ją! I na dodatek mamy przyjaciółkę Nanny – Jeanne!
Dzień minął przyjemnie. Do kolacji dawno nie siadało tyle osób. Matka Nanny była ożywiona i uśmiechnięta. Nareszcie miała całą rodzinę przy jednym stole, oraz dwoje uroczych młodych gości. Niels cały czas wpatrywał się w Nannę.
Z początku bawiło ją to jak zwykle. Potem w jego patrzeniu zaczęła odkrywać coś więcej. Zdawał się mówić do niej poprzez szeroki stół
i świece w lichtarzach.
- Chyba pójdziemy po kolacji spać Jeanne, prawda? Ty też pewnie jesteś zmęczona. A jutro pokażę ci najpiękniejszy kącik nad jeziorem. Zawsze tam się chowałam, kiedy chciałam pobyć sama.
Następnego dnia Jeanne zobaczyła nad brzegiem jeziora drewnianą altankę, pokrytą sztuczna strzechą. Od wody dzielił ja tylko pas szuwarów. Z tyłu osłaniały ja drzewa. Z okien domu była niewidoczna. Kiedy słońce zachodziło, widok z okienka altanki był rzeczywiście piękny.
Słońce tonęło w wodzie. Dziewczyny siedziały wpatrzone w ten niewiarygodnie kiczowaty obraz, zastanawiając się, co właściwie jest kiczem, skoro sama natura go tworzy, a przecież artyści malują pejzaże właśnie z natury!
- A! Tu jesteście! – powiedział Asger, chodź Niels, zobacz gdzie się schowały gołębice. Nanna, dlaczego przetrzymujesz Jeanne w tej samotni? Daj mi ją pokażę jej resztę posiadłości, ok.?
- Weź ją sobie, jeśli zechce. Chcesz Jeanne? – Spytała, znając odpowiedź.
W efekcie została z Nielsem. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Niespokojnej ciszy.