Psychodeloman
Ciemnozielony garbus miał problem z zapaleniem, lecz czułem tak kurewski spokój umysłu, że nawet atak zombie i inwazja Armii Czerwonej nie wytrąciłaby mnie z równowagi. Automobil w końcu jednak zapalił. Ja również. Ruszyłem moim psychodelochodem ulicami Białegostoku. Szybko znalazłem się przed domem Serdecznego Znajomego.
- Kto tam? - zapytał przez domofon.
- Ja.
- Co za ja?
- Grafoman.
Już przy wejściu uderzyła mnie silna woń kadzideł. Serdeczny Znajomy uściskał mnie w drzwiach. Chyba był tak samo trzeźwy jak ja.
- Czego ci trzeba dobry człowieku ? - położył mi rękę na ramieniu. Widać po nim było że jest nieźle "skwaszony". Podałem mu kartkę.
- Człowieku, dużo tego! - odpowiedział ze śmiechem – Ale da się zrobić. Zaczekaj.
Usiadłem w pokoju pełnym psychodelicznych i hipisowskich malunków. Ogółem cały jego dom wyglądał jak z lat sześćdziesiątych. Biedak nie ogarnął jeszcze, że hipisowska rewolucja się skończyła. Wiecznie dobry dla wszystkich ludzi, idiota tworzący sobie lepszy świat, tak bardzo nie pasujący do systemu. Naiwniak, bezgranicznie wierzący w ludzką dobroć. Duchowy przewodnik lepszy od tysiąca księży razem wziętych. Szkoda, że nie ma więcej takich ludzi.
- Robisz jakąś imprezę i mnie nie zaprosiłeś? – spytał, gdy w końcu stoczył się ze schodów.
- Nie, to tylko dla siebie. Jadę na małe wakacje. - Dałem walutę i wziąłem to co trzeba.
- Ale wiesz, jakbyś miał ochotę na jakąś wspólną grzybową podróż czy coś takiego...
- Tak tak, wiem gdzie cię znaleźć – uśmiechnąłem się i zamknąłem za sobą drzwi.
Podróż w podróży
O świcie siedziałem już w moim zielonym wojowniku szos, który zabrał mnie w niejedną podróż po czasie i przestrzeni. Oczywiście w duecie z psychodelikami. O tej porze ulice Białegostoku były puste niczym jelita po środku przeczyszczającym, więc nie stwarzałem zagrożenia dla ruchu. Gdy już opuściłem miasto pomyślałem, że czas na jakiś drogoumilacz. Rzuciłem mapę Bieszczad na tylne siedzenie i jedną ręką otworzyłem czarną walizkę, leżącą na siedzeniu pasażera. A była to bardzo cenna walizka, niczym piracka skrzynia pełna skarbów. A do tych skarbów należała meskalina, lsd, 2c-b, 4aco-dmt, dużo grzybków różnych gatunków, kilka butelek absyntu, torba zioła, hasz i opium. Zawsze dobrze jest mieć pod ręką trochę opium. Zawahałem się zanim wziąłem kartonik z lsd do ust, z powodu podobizny Lenina na blotterze. Po chwili wziąłem kolejne cztery.