Psychodeloman
Głęboki oddech
Grafoman z dysgrafią wziął głęboki oddech. Teraz tylko zapisać te kilka stron, zanim pstryczek elektryczek zrobi psikusa i na ekranie zamiast tekstu, którego każde zdanie nasączone jest potem, ujrzę czarny ekran. Już. Teraz czas na papierosa zwycięstwa. Dym wchodził ciężko, przyjemnie rozgrzewając płuca. Mimo to pięć dni bez snu zaczęło dawać się we znaki.
Z żarzącym się Lucky Strike'em w ustach, odkręciłem butelkę szkockiej whisky. Szklanka poszła w górę. Gdy wracała na swoje miejsce, czułem, że sen zaraz zwali mnie z nóg, upuszczę szluga na podłogę i spłonę. Komputer zaś cudem się uratuje, razem z moim niedokończonym dzieckiem, a ja będę się cieszyć pośmiertną sławą. Dostane coś w rodzaju orderu Bohatera Związku Radzieckiego jakieś trzydzieści lat po mojej śmierci, gdy władza uzna że jednak nie byłem wrogiem ludu, a obrońcą spod Leningradu, pogromcą Hitlera, kapitanem Czerwonego Października i pierwszym człowiekiem w kosmosie. Jakie to zabawne, że po śmierci ilość wszelakich fanów zwiększa się. Również wydawcy są wielce szczęśliwi, bo biznes się kręci i nie trzeba płacić wynagrodzenia autorowi. Pisarz czy muzyk zawsze jest więcej warty będąc martwym.
Ni stąd ni zowąd do uszu dobiegła mnie muzyka.
Mister Sandman, bring me a dream
Make it the cutest that I've ever seen
Dogasiłem peta w popielniczce, gdy zobaczyłem w moim pokoju Piaskowego Dziadka.
- Dzieło ukończone, Grafomanie?
- Przedostatni rozdział. Ostatni napiszę w innym miejscu, w innym czasie. Choć nie jestem pewien, czy to można nazwać dziełem. Krytycy pewnie znowu mnie zmieszają z błotem. Albo z wódką, a potem wypiją bez zagrychy. To może lepiej kopnąć w kalendarz. Im bardziej wymyślne samobójstwo tym większa sława. Może jakbym zastrzelił kilku postkomuchów, a na końcu popełnił samobójstwo w jakiś nietypowy sposób... Może wtedy, któraś z moich książek stałaby się szkolną lekturą? Lecz znając polonistów, zaczęli by to interpretować w jakiś kosmiczny sposób. A potem by uczyli, że policjant zabity przez jedenastoletnią dziwkę, jest metaforą prześladowania chrześcijan za czasów Nerona albo, że pisząc o wilkołaku mordującym posłów, myślałem o podróży Mickiewicza na Krym. Oczywiście jako zwłoki, nie mógłbym przedstawić swojej wersji, jak większość pisarzy i poetów omawianych w szkole.
Piaskowy Dziadek sypnął piaskiem i zapadłem w sen.
Wyglądała jak z filmu sado–maso, dla szarych, cichutkich bibliotekarek, które po pracy, w lateksowym stroju, masturbują się przed obrazem wodza Tysiącletniej Rzeszy. I rzeczywiście, za nią, na ścianie, wisiał olbrzymi obraz Furhera. Mimo że w czarnym, lateksowym kombinezonie jej sylwetka wyglądała pociągająco, to i tak dreszcz, który przeszedł mi po plecach, kiedy oblizała się języczkiem po ustach barwy krwistej czerwieni, nie był dreszczem podniecenia. Odwróciła się w stronę obrazu, a wódz podał jej bagnet. Rozpięła kombinezon, po to by następnie rozciąć bagnetem swój brzuch. Wnętrzności rozlały się na podłogę. Gdy jelito zaczęło pełzać w moją stronę, zacząłem się cofać, lecz niczym macka Cthulhu, chwyciło mnie za szyje i przyciągnęło do brunetki z esesmańską czapką na głowie.