Proklata Trijca
oczami. Karczmarz wyra¼nie czerwony i oblany potem sili³ siê na u¶miech. Dziewka siliæ siê nie musia³a, gdy¿ u¶miecha³a siê jak g³upia, maj±c nadziejê na hojny napiwek. M³ody szlachetka pi³ wino ma³ymi ³yczkami, obserwuj±c wchodz±cych. Natan usiad³ przy kontuarze, z obojêtno¶ci± s³uchaj±c jak ober¿ysta wymienia najlepsze potrawy i napitki, dostêpne w tej przez szlachtê zarzyganej, a przez ch³opów zawszonej, karczmie. Hryhory podszed³ do dziewki i zwa¿y³ rêk± jej pier¶. By³a ciê¿ka i w d³oni siê nie mie¶ci³a. Kozak u¶miechn±³ siê od ucha do ucha. Kossecki podszed³ do siedz±cego towarzystwa. Ca³y czas patrz±c w oczy szlachcica, nie mrugn±wszy nawet, wzi±³ ze sto³u drewniany kubek i wypi³ zawarto¶æ jednym haustem. - Drogie to wino, ale nie tak drogie jak twoje gard³o - powiedzia³ szlachetka. - Twoje za¶ musi byæ bardzo tanie, skoro nie szkoda ci go dawaæ pod moj± szablê, panie bracie - Kossecki zmru¿y³ oczy. - Choæ wstyd, ¿e taki cz³owiek jak ty, nale¿y do tego samego stanu co ja, wyzywam ciê na pojedynek. Przynajmniej umrzesz jak szlachcic, a nie jak cham zar¿niêty w karczmie. - A kim ty w³a¶ciwie jeste¶, kurwy synu? - Kossecki wzi±³ teraz kubek jednego z towarzyszy m³odziana i równie¿ go opró¿ni³. Szlachcic nie da³ siê ponie¶æ z powodu obelgi, a nawet wrêcz przeciwnie. By³ spokojny, jak jego towarzysze, gdy Kossecki opró¿nia³ po kolei ich kubki. - Matka moja szlachetn± kobiet± by³a, z takiego domu, w którym twoi krewni mogliby jedynie za s³u¿±cych robiæ, gdyby¶ ich wcze¶niej nie zabi³, oczywi¶cie. Jam hrabia Konstanty Biñski herbu £odzia. Podró¿ujê po Europie, pojedynkuj±c siê z rycerstwem Francyji, Anglji, Hiszpanii, a teraz przyby³em w te dzikie tereny. Na pewno o mnie s³ysza³e¶. Od dziecka by³em szkolony przez najwiêkszych fechmistrzów, hartuj±cych mojego ducha i rêkê w walce szabl±. Pokona³em samego... Trwa³o to tyle co mrugniêcie okiem. Micha³ wyci±gn±³ zza pasa pistolet i wypali³ w czo³o pana hrabii. Kolejne mrugniêcie zajê³o wydobycie szabli. Pierwszemu rozp³ata³ gard³o, drugi dosta³ cios w g³owê, a trzeciemu, który zd±¿y³ wyci±gn±æ z pochwy szablê do po³owy, Kossecki wbi³ ostrze w pier¶, nadziewaj±c go jak prosie. - Co ty dzisiaj taki? Nawet nie poczuli, ¿e umieraj± - powiedzia³ Hryhory, dalej bawi±cy siê piersiami, od których nie odrywa³ wzroku. Kossecki zamiast mu odpowiedzieæ zwróci³ siê do karczmarza, który trz±s³ siê jak galareta. - Hory³ki. Muszê przep³ukaæ gard³o po tym winie. By³o ju¿ lekko po ¶wicie i poranne s³oñce zago¶ci³o w karczmie, ukazuj±c skutki wczorajszej hulanki. A wygl±da³o to niemal, jakby ca³a orda têdy przesz³a. Pot³uczone naczynia, ¶ciany i pod³oga w krwi i wymiocinach, powywracane sto³y. Z wyj±tkiem jednego. Na tym w³a¶nie stole le¿a³a biedna dziewka, co obcowaæ z Trójc± siê nie ba³a, a teraz ca³a we krwi, z szeroko roz³o¿onymi nogami le¿a³a. Wytrzeszczone oczy zwrócone by³y ku sufitowi, jakby u Niebios chcia³a wyb³agaæ pomoc. Jak na obrazie lub teatralnej masce, na jej twarzy zastyg³ ból i przera¿enie. Z otwartych ust wystawa³ jêzyk i kilka monet. W koñcu nie po to Trójca chodzi³a na rabunek do Tatarów, ¿eby teraz nie p³aciæ. Mia³a równie¿ rozciêty brzuch, do którego wsadzili g³owê pana hrabi. Jej jelita za¶ pos³u¿y³y za sznur przy wi±zaniu karczmarza. Nic wiêcej mu siê nie sta³o poza tym, ¿e wygl±da³ komicznie. Z jab³kiem w ustach, przy jego tuszy naprawdê wygl±da³ jak prosiê. Mo¿e gdyby nie posnêli, to by