Proklata Trijca
go upiekli na ro¿nie. Mo¿e byli ju¿ zbyt najedzeni, by skonsumowaæ tak t³ustego wieprza. Mo¿e Natan oponowa³ przeciw spo¿ywaniu wieprzowiny, a mo¿e zostawili go na potem. Tego i sam diabe³ nie wiedzia³, ani nawet nie chcia³by wiedzieæ, co siedzi w g³owach tego towarzystwa. Natrêtne bzyczenie muchy, dope³nia³o ten obraz. Kozak otworzy³ leniwie jedno oko. Plun±³ celnie, trafiaj±c muchê w powietrzu z odleg³o¶ci trzech metrów i wróci³ do spania. Ledwo zamkn±³ oko, a co innego przerwa³o mu drzemkê. Do karczmy wszed³ jeden z psów zaklêtych przez charakternika, czarny i wielki jak ogar piekielny. Kozak nadstawi³ ucho, a potem sam co¶ szepn±³. Pies wybieg³ merdaj±c ogonem. Hryhory nie mia³ ochoty zdzieraæ sobie przepitego gard³a, budz±c towarzyszy, wiêc po prostu wypali³ z pistoletu w sufit. Natan i Kossecki zerwali siê gwa³townie. Pierwszy zaspany, ujrzawszy w zasiêgu rêki dzban z napitkiem u¶miechn±³ siê od ucha do ucha i natychmiast zwil¿y³ sobie gard³o. Drugi patrzy³ na Kozaka strasznym wzrokiem, oczekuj±c wyja¶nieñ. Kogo¶ innego to spojrzenie przerazi³oby do szpiku ko¶ci. - Jaki¶ jegomo¶æ chce z nami pomówiæ. - mrukn±³ Tereszczuk do szlachcica. Ledwo s³owo siê rzek³o, a ju¿ drzwi przekroczy³ mê¿czyzna wygl±daj±cy na cudzoziemca. Wed³ug jakiej mody by³ przybysz ubrany, to ¿aden z nich nie wiedzia³, bo siê takimi rzeczami nie interesowali. O dziwo, widok zastany w karczmie ani trochê go nie ruszy³. Tak jakby wcale nie zauwa¿y³ cia³, krwi i ba³aganu, uk³oni³ siê z u¶miechem na ustach. - Witam szanownych waszmo¶ciów, bêkartów przeklêtych, z matki murwy i z ojca stajennego - ¿aden z trójki siê nie obrazi³, bo sami nie mieli zbyt dobrego mniemania o swoich rodzicielach. - Nazywam siê Albert Solberg, reprezentujê pana Ragnara Bjornsona. Trójca niemo wpatrywa³a siê w niego. Mo¿e czekali a¿ Norweg przejdzie do rzeczy. A mo¿e my¶leli, w jaki sposób go zabiæ. - Mój pan ma dla was zaproszenie, do swego namiotu rozbitego kilka mil st±d, oraz propozycjê. Rêczê swoj± g³ow±, ¿e owa propozycja przypadnie panom do gustu. - Lepiej wiêc dla ciebie, ¿eby¶ mia³ racjê. - rzek³ Micha³ Kossecki. Wyszli z karczmy, przed któr± znajdowa³o siê kilkadziesi±t psów. Wszystkie zaklête przez Hryhorego, pilnuj±ce, by nikomu z mieszkañców nie strzeli³o do g³owy, ¿eby przerywaæ biesiadê Trójcy, b±d¼ zarezaæ ich podczas snu. Gdy odje¿d¿ali, charakternik gwizdn±³, a psy wbieg³y pêdem do karczmy. Gdy zêbiska wgryza³y siê w cia³o karczmarza, grubas zazdro¶ci³ dziewce i szlachcicom, ¿e s± martwi i nie czuj± jak s± rozrywani na kawa³ki psimi szczêkami. Jechali kawa³ek go¶ciñcem, a potem skrêcili w step. Po jakim¶ czasie im oczom ukaza³ siê namiot, stoj±cy w owym stepie. Dziwne by³o to, ¿e taki mo¿ny obcokrajowiec rozbi³ namiot na pustkowiu, zamiast pój¶æ w go¶cinê do jakiego¶ dworu. ¯aden magnat nie powstydzi³by siê takiego go¶cia, a co dopiero zwyk³y szlachcic ugaszczaj±c go jak króla, otwieraj±c najlepsze wina i serwuj±c takie potrawy, jakie sami rzadko jedz±. Taka ju¿ jest polska go¶cinno¶æ. Dziwnym by³o równie¿ to, ¿e w ¶rodku ten namiot by³ dziesiêæ razy wiêkszy ni¿ na zewn±trz. Mie¶ci³o siê w nim wiele skór i poro¿y zwierzêcych, mnóstwo mebli, z których najbardziej uwagê przyci±ga³ olbrzymi stó³, który powinien zajmowaæ ca³y namiot a nie tylko jego czê¶æ. O dziwo, ani w namiocie ani wokó³ niego, nie by³o ¿adnej s³u¿by. Z wyj±tkiem Alberta i nagiej kobiety graj±cej na harfie. Na krz