Piękna Helena
- O piętnaście lat.
Spojrzałem ze zdziwieniem. I nie dla tej różnicy lat. Raczej dlatego, że tak spokojnie to powiedział.
- Więc po co panu Piękna Helena? Nie kocha pan żony?
Drgnął. Jakby się wystraszył.
Znowu zapadło milczenie. W końcu stwierdziłem:
- Kocha pan Piękną Helenę, jej mąż pana bije, a żona czeka… Nie zazdroszczę.
Zaczął dreptać w miejscu.
- Wiem co to jest miłość – ciągnąłem – Jednak ten staruszek pana pobił… Nie bronił się pan?
- Po co? Pan by się bił?
- No!... musiałbym. Ale pan chciał oberwać. A ona?... co na to?
- Nie widziała.
- To jak? Był pan w mieszkaniu?
- Nie… Dzwoniłem i wyszedł jej mąż
- Wiedział?... Musiał pan tam wcześniej chodzić?
- Tak…
- Nie rozumiem. Po co? Przecież on czekał. Dlaczego pan poszedł?
Spojrzał wymownie, jakbym znał odpowiedź.
Zagapiłem się na kamienne schody, i zapragnąłem czegoś… Może trochę wódki?
Zapytałem zjadliwie:
- To żona ile ma lat?
- Dwadzieścia siedem…
Poczułem lekkie oszołomienie. Przecież on ma czterdzieści sześć. Odjąć piętnaście, to powinna… Tak. Wychodzi na to, że ma trzydzieści jeden. Więc?
Robił mnie w konia.
- A syn ile ma lat?
- Dziewiętnaście.
Zacząłem szybko obliczać. Ma dziewiętnaście, ona trzydzieści jeden. Ile to wychodzi?... Kiedy rodziła? Zaraz… Dwanaście lat? Kurwa!
- Kiedy pan poznał żonę? Ile miała lat?
- Piętnaście.
Mogłem się tego spodziewać. Cóż… Jednak ta wyliczanka wprawiła mnie w rozbawienie.
- Nie pomylił się pan? Coś tu nie gra. Czy syn jest z waszego małżeństwa?
Nie miał ochoty na rachunki.
- Ja też mam syna, ale wiem z kim – próbowałem go zainteresować.