TAK JEST LEPIEJ cz. VII
Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia czeka na mnie. A ja dalej stoję, opierając się plecami o zamknięte na wszystkie zamki drzwi. Serce nadal łomoce. W tej ciszy słyszę jego uderzenia. No przecież do mieszkania nikt nie wejdzie. Sama się uspokajam myślami, ale nic to nie daje. Czuję strach. Jak zaświecić światło. Mariusz na pewno spojrzy w moje okna. No i co z tego ? Nic mi już nie może zrobić. Jestem bezpieczna. Ok, nie zapalę jeszcze światła. Jest jeszcze jasno. Zrobię sobie herbatę i zabieram się za dokończenie porządkowania dokumentów, rozrzuconych na dywanie. Albo, nie. Umyję najpierw te okno w pokoju. Mam w nosie, czy mnie zobaczy, czy nie. W razie czego zadzwonię po policję. Znajdą go tam. Miał już sprawy o pobicia. Nie będę już o nim myślała. Czas na wzięcie się do roboty. Tylko jeszcze krótki telefon do dzieci.
Najpierw do dzieci, bo potem będzie za późno.
Wykręcam numer do ośrodka, gdzie Maciek i Ania są na obozie. Wychowawczyni prosiła, aby nie dzwonić na komórki.
Mam szczęście, za pierwszym razem już odbiera jakaś kobieta i słyszę miły głos:
- Ośrodek „Pelikan”, w czym mogę pomóc ?
- Dzień dobry. Czy mogłabym prosić do Maćka lub Anię … ?
- Oczywiście, już wołam. Proszę zaczekać.
Słyszę ten sam kobiecy głos, jednak bardziej stanowczy i wyraźny
- Maciek, Ania !!! Telefon !!!
W oddali słyszę kochany głosik Ani:
- Maciek ! Szybko ! To na pewno mama !
Za chwilkę słyszę Anię. Jeszcze zdyszana woła do słuchawki telefonu:
- Mamo, mamusiu ?
- Tak Aniu. Co u Was ? Jesteście zdrowi ? Jak Wam tam jest ?
Ania przerywa potok moich pytań:
- Jest super. Wszystko w porządku. Teraz mamy mecz siatkówki. Maciek też gra. Zaraz przyleci, tylko go zmienią. Pogoda jest fajna. Wiesz opaliłam się trochę. A Zosia to tak się przypiekła, że cały nos ma czerwony jak burak. Maciek też się opalił. Wiesz, a jutro jedziemy na wycieczkę do takiej wsi, gdzie jest skansen. Zrobiłam już masę zdjęć. Mamo wywołamy je wszystkie ? Bo wiesz, chciałabym zrobić z nich taki album z wakacji. O… już jest Maciek. No to lecę mamo. Pa. Nic się nie martw o nas. U nas jest wszystko ok. Pa!
Już jej nie było. Ale w tym samym momencie usłyszałam następne moje dziecko:
- Cześć mamo. Co u Ciebie ? U nas w porządku. Tutaj jest ok. Anka ma masę koleżanek.
- No cześć synu. Wiem, czuję, ze Ania jest zadowolona. A Ty ?
- Ja też, jest super. Miejscowość fajna. Pogoda też. Załoga w porzo. Żyć nie umierać, mamo. A co tam u Was ? Jak Ty i dziadek ?
- U nas spokojnie. Tęsknimy za Wami. Już wiesz kiedy konkretnie przyjazd ?
- No, obóz kończy się 2 sierpnia. To wiesz. A o której dokładnie przyjedziemy jeszcze nie mówili. Jak coś to napiszę sms. Mamo pozdrów dziadka. Muszę lecieć, bo gramy mecz. Nic się nie martw. Pa !
- Pa !
Powiedziałam już w głuchy telefon. Maćka już nie było. Odłożyłam słuchawkę i zamyśliłam się, wyobrażając sobie Anię śmiejącą się wraz z koleżankami z jakiejś drobnostki i Maćka, który przeżywa mecz. Skoro nie mają czasu na rozmowy ze mną to znaczy, że są tam szczęśliwi. To dobrze. Chciałabym aby zawsze tacy byli. Nic im nie powiem. Po co im wiedzieć, że ich matka … .
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu:
- Tak, słucham.
- Hej, Kaśka. I co ? Byłaś u tego lekarza ?
To dzwoniła Basia. Wyprzedziła mnie, bo przecież to ja miałam do niej dzwonić.
- Tak Basiu. Byłam. Bardzo ci dziękuję. Bardzo miły i konkretny ten lekarz.
Jak ja ci się odwdzięczę ?
- Oj, przestań gadać głupoty. Najważniejsze, aby ci pomógł. I co powiedział ?
- W poniedziałek idę na tomograf i badania.
- Aha. Będzie dobrze. To bardzo dobry specjalista. Może trochę małomówny. Kiedyś taki nie był. Odkąd zmarła jego żona i córka, stał się takim mrukiem i odludkiem. No, ale najważniejsze, że możesz być pewna, że zrobi wszystko, aby pomóc. Będzie dobrze. Przyjedź do nas na niedzielę, to pogadamy.