Piękna Helena
Patrzył zrezygnowany, i chyba zmęczony. Poprawił kosmyk włosów. Widziałem, że miał ochotę o coś poprosić… Może znowu o taksówkę?
- Niech pan sobie przypomni. To prosto obliczyć. Matematyka nie kłamie. Pan ma czterdzieści sześć lat, żona trzydzieści jeden, a syn dziewiętnaście. Żona musiała mieć dwanaście lat gdy rodziła. Coś się panu pokręciło.
Żachnął się, jakbym go złapał na kłamstwie.
Wiedziałem, że się nie odezwie. Było w nim coś płochego, ale też był kuty na cztery nogi. Jednak zamiast iść do domu, wolał czekać. Tylko po co?
- Dlaczego pan bawi się ze mną? – zapytałem.
Popatrzył zaskoczony, a potem pokuśtykał w stronę schodów. Ruszyłem za nim.
- Tak naprawdę – mówiłem – to ma pan dużą wyobraźnię. Ale ja też lubię pofantazjować.
Przystanął, a potem zapytał:
- Dlaczego chce pan wszystko wiedzieć?
- Myli się pan. Nie chcę. Ale chcę żeby mówił pan prawdę. Chociażby o swojej żonie. A Piękna Helena? Może i był pan u niej… Ale to nierealne.
- Pan nic nie rozumie…
- Tak. Czegoś tu nie rozumiem.
Nagle uświadomiłem sobie, że z daleka dobiega odgłos wyjącej „erki”. Trwało to chwilę. To mi nasunęło pewną myśl.
- Dla pana poród żony musiał być przeżyciem – stwierdziłem słodko – Moja żona rodziła w szpitalu, bez problemów. Nawet krótko to trwało. A pana żona?
Spojrzał na mnie węsząc podstęp. Ale patrzyłem na niego ciepło i ze zrozumieniem.
- Tak… Musiałem biec do telefonu…
- A sąsiedzi? Nie mieli telefonu?
Cisza.
- Daleko pan biegł?
- Daleko…
- I co? Zdążył pan?
- Nie.
- Dlaczego?
- Potykałem się w zaspach.
- To było zimą? To gdzie pan mieszkał?
Znowu jakiś grymas pojawił mu się na twarzy. Ale nie zamierzałem popuścić.
- Wyobrażam sobie, co pan czuł. Noc, i te zaspy… Musiały być duże?