OBRAZ esej
e też jakiś grosz wpadnie. Roman: Na życie mi starcza. Zresztą taki młody artysta nie opływa w dostatek. Gustaw: Podobno jest wzięty, i do tego ciekawy zdolny człowiek. Roman: Dobrze, już dobrze. Pilnuj wieży, bo znów przegrasz i się obrazisz Gustaw: Nikt nie lubi przegrywać, ale tę partię masz przegraną, hetmana nie obronisz, za chwilę go stracisz….za wcześnie posłałeś go do boju. Roman: Irytuje mnie czasami twoja pewność. Gustaw: To tak nie jest,ja po prostu umiem czekać.Cierpliwością zawsze zwyciężysz. Roman: No, tak zaglądasz do zegarów, poznałeś naturę czasu, nie kusiło cię, aby zatrzymać czas. Wiesz ile ja bym dał by cofnąć czas, by wróciły te chwile, kiedy żyła Maria. Gustaw: Czasu nie zatrzymasz ani nie cofniesz, ale przyjdzie czas, gdy zrozumiesz sens wszystkiego również tego, co cię spotkało w życiu, zrozumiesz sens jej odejścia. To jest na pewno jakiś znak. My często nie umiemy odczytywać znaków, które są nam zsyłane. Roman: Maria była dla mnie wszystkim. Była przede wszystkim dobra. Teraz to doceniam, jej dobroć. Gustaw: Dobro wróciło do Dobra. Roman: Ty jesteś jakiś mistyk. Ja wierzę w naukę, w postęp. Widzisz, lekarze nie mieli sposobu, lekarstwa, by wyleczyć Marię, ale kiedyś przecież znajdą sposób. Gustaw: No dobrze, a jak postępują rozmowy z malarzem? Roman: Urządzi tutaj na strychu pracownię. Zgodziłem się. Gustaw: No to dobrze. Odmieni się twoje życie. Będziesz spędzał czas nie tylko czytając i grając w szachy. Roman: No tak, ale skończy się spokój. On, z tego, co wiem, ma tłum kolegów i znajomych. Gustaw: Nie chciałeś wyjść do świata, to świat przyjdzie do ciebie… a teraz przyjdzie na ciebie zagłada, szach mat! Roman: (poirytowany przegraną) Kiedyś Gustawie, ludzie wymyślą maszyny, które rozgromią takich pewniaków jak ty. Gustaw: O tak, na pewno. Ale ja już tego nie doczekam. Tymczasem będę cię pokonywał. Roman: Ciągle przegrywam. W życiu też. Czy to znak jakiś? Scena 3 (w pracowni Adama na strychu. W pracowni koledzy Adama Wiktor, Paweł, Marek) Adam: No to jak widzicie pracownia urządzona. Sztalugi, farby, płótna. Nasz pan Roman niczego nie będzie podejrzewał. Wiktor: Ale musisz Adasiu coś malować, od czasu do czasu, by nie wzbudzić podejrzeń. Masz przecież talent, jak mało, kto. Adam: Dobrze nie zawracaj mi teraz głowy malowaniem, zobaczcie to cudo (wyjmuje z torby zapalni do bomby) Paweł; To już pojutrze, wszystko przygotowane, to będzie dobry, głośny sygnał do rozpoczęcia akcji i nowego wieku. Ten wiek będzie do nas należał. Adam: Generał-gubenator tutaj pod ruinami zamku zakończy swoje podłe życie. Ten cud techniki zadziała bez zarzutu. Marek: A może zaczekamy jeszcze, mam pewne wątpliwości, chyba trzeba to jednak lepiej przygotować. Adam: Na co tu jeszcze czekać? Nie wiadomo, kiedy następnym razem będzie „wizytował” nasze miasto. Marek: Ale wiesz potem te represje, wywózki, konfiskaty, mogą cierpieć niewinni. Adam: Będzie dobrze, zobaczysz,zresztą oni przyzwyczajeni do cierpienia,.Cały wiek poprzedni cierpieli. Nic nie robili tylko powstania o potem widowiskowo cierpieli Marek: No nie tylko pisali też wielkie poematy, malowali Bitwę pod Grunwaldem i… czekali, czekali. Scena 4 (mieszkanie inż. Romana, pukanie do drzwi, wchodzi Maxymilian, malarz z prologu) Maxymilian: Dzień dobry, jest Adam?… ja do niego. Jest w domu tzn. w pracowni? Roman: Pan rozumiem kolega pana Adasia. Nie ma go,rano wziął swoje sztalugi i pędzle i poszedł malować te swoje pejzaże, pewnie jest nad rzeką albo w innym malowniczym, że się tak wyrażę, miejscu. A tu w mieście i okolicach nie brak takich miejsc. A pan z daleka pewnie. Proszę wejść. Jak to mówią gość w dom… Maxymilian: Dziękuję panu, chwilę posiedzę, wypocznę. O, u pana widzę książek mnóstwo jak nie przymierzając w pracowni Fausta Szuka pan pewnie prawdy… Roman: Czytam sobie, szukam, szukam odpowiedzi,…dlaczego? Dlaczego na przy