OBRAZ esej
kład? moja żona musiała odejść na zawsze ,taka młoda, dobra. Nie mogę się z tym pogodzić, mimo że czas upływa, już powiem panu pięć lat, jak jej nie ma Maxymilian: O, to mi niezmiernie przykro Roman: Zabrano mi radość życia Maxymilian: Tak On jest okrutny i taki wymagający i nie tłumaczy się ze swoich niezrozumiałych decyzji. Roman; Przepraszam, ale kogo pan ma na myśli? Maxymilian: Twórcę tego wszystkiego, tego losu waszego…naszego. Ja bym to wszystko inaczej urządził. Roman: A, przepraszam, można wiedzieć, czym szanowny pan się zajmuje? Maxymilian: Doradzam, jestem jakby to powiedzieć doradcą, zjawiam się tam gdzie tworzy się coś nowego ciekawego. Adaś słyszałem też coś tworzy, może mu podsunę jakieś pomysły. Roman: To znaczy pan jest artystą. Maxymilian: W pewnym sensie. Dodaje do powstających dzieł mocne barwy. Roman: Trochę pan zagadkowy. Maxymilian: Nie czytał pan o mnie. W tych książkach, których ma pan tutaj tyle piszą o mnie. Roman: Nie może być, czyżby? Maxymilian O, i to wiele razy. Ale na mnie czas. Dziękuje za miłą rozmowę. Roman: Niech pan przyjdzie jeszcze, wieczorem pan Adaś wraca. Maxymilian: Przyjdę na pewno. Do zobaczenia Scena V (mieszkanie Romana) Roman: Ty wiesz Gustawie, że już mija już wiek, jak przysyłają nam z Moskwy samych łajdaków stek? Gustaw: Siedzisz w tych księgach, i już wierszem gadasz. Ale właściwie masz rację, to już wiek, a nawet więcej. Ale to się skończy. Roman: Tak myślisz? Niedaleko, jak wiesz, jest szkoła, i ja, idąc rano na spacer słyszę jak dzieci nasze śpiewają hymn rosyjski, a potem uczą się historii wielkiego Imperium. Gustaw: Ważne, że się uczą. Roman: Ale naszej historii nie znają. W naszym mieście ruiny zamku, który pamięta świetność tego miasta, i tego narodu, a dzieci śpiewają obcy hymn… To pokolenie stracone. Gustaw: Nigdy nic nie wiadomo. Nie wiesz przecież, o czym mówią w swoich domach, co czytają. Roman: Trudno o dobrą polską książkę. Gustaw: A jak twój gość? Roman: Ciągle wychodzi rano z tymi swoimi sztalugami, koledzy go odwiedzają, gadają do późna w nocy. Wiadomo, długie nocne rodaków rozmowy. Gustaw: A ty z nimi też…? Roman: Nie, raczej mnie nie zapraszają. Są młodzi, to inny, obcy dla mnie świat. Gustaw: Ale zadowolony jesteś z lokatora? Roman: Tak, sympatyczny młody człowiek, ale jakby owładnięty jakąś ideą… Gustaw: Tworzenia… Roman: Myślę, że tak, tworzenia. A wiesz wczoraj miałem ciekawego gościa. Miał znów przyjść wieczorem, ale nie przyszedł. Sprawiał dziwne wrażenie Gustaw: To może nie wpuszczaj wszystkich. Roman: Słuchaj to się od ciebie w końcu zaczęło. To twój pomysł bym w domu swoim zakwaterował artystę. No to mam galerię osobliwości. Ciekawe, co z tego wyniknie? * No właśnie. Co z tego wyniknie? Marcin przeczytał zebranym w salonie pierwszy akt sztuki teatralnej „Obraz”, którą otrzymał pocztą elektroniczną z dalekiego miasta, z dalekiego czasu. Przyszłego. -Autor przecież wie jak potoczy się dwudziesty wiek. My tutaj zgromadzeni też wiemy. Nic tylko nie wie Roman, Gustaw, Adam. * Juliusz dostał febry. Co jakiś czas choroba dawała o sobie znać. To właściwie trwało od zawsze. Klimat Litwy nie służył Juliuszowi. On potrzebował ciepła, słońca. Najlepiej czuł się we Włoszech. Dlatego dworek Marcina, położony na północy Litwy, blisko granicy z Łotwą, nie służył mu. Zaprowadził go Marcin do pokoju na piętrze, aby tam wypoczął. Leżąc wspominał Juliusz swoją podróż do Ziemi Świętej, noc spędzoną u Grobu Chrystusa, egipskie piramidy. Tam zrozumiał, że ten grób, i te piramidy to znaki, to dwie koncepcje cywilizacji. Jedna oparta na wierze w to, że można ożywić ciało, w tym wypadku zmumifikowane ciało faraona, i on znów będzie panować. Druga to koncepcja Jezusa, lecz ta była o wiele trudniejsza do zrozumienia. Tutaj trzeba było wiary. Wczytując się w Dobrą Nowinę pełną cudów, znaków, trudno pojąć odrzucenie Jezusa. Gdzie był Jair, przełożony