Magowie cz.1
Obserwował ją już od dłuższego czasu. Zeskoczył z drzewa i położył jej rękę na ramieniu. Zrobił to bezszelestnie.
- Nie powinniśmy zapuszczać się tak daleko w las. Wracajmy do wioski.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie znałam cię od tej strony. Och, daj spokój, nic nam nie będzie. – Oczy miała roześmiane.
- Tutaj jest niebezpiecznie.
- No i co z tego? Nie boję się. Jesteśmy czarodziejami. – Mówiąc to posłała mu znaczące spojrzenie. Jej złote tęczówki przyciągały uwagę. Świadczyły one o tym, że w żyłach młodej kobiety płynęła szlachetna krew magów.
- Mimo to, chodźmy stąd, proszę – mruknął, ale ona już go nie słyszała.
Zrobiła parę kroków do przodu, przypatrując się wróżce, która przeskakiwała z listka na listek. Elżbieta, bo tak nazywała się owa dziewczyna, niechcący nadepnęła na patyk, czym wywołała trzask, który zwrócił uwagę wróżki na nią. Nim zdążyła mrugnąć, małe stworzonko skoczyło na nią i pociągnęło za włosy, niemal wyrywając je wraz z cebulkami. Mimo iż ból spowodował, że w oczach Elżbiety pojawiły się łzy, ona sama się śmiała.
- Widziałeś?- krzyknęła do stojącego pod drzewem Artura. – Dotknęła mnie!
- Świetnie – mruknął tamten i zanim zdążyła się obejrzeć, złapał ją i pociągnął w stronę, z której przybyli.
Dopiero w połowie drogi zatrzymał się i odetchnął.
- Dlaczego to zrobiłeś? Przecież wiesz ile las dla mnie znaczy. Nie widziałam go przez tak długi czas. Nie mogłam, ponieważ byłam....
- Ślepa – dokończył za nią. – A uleczył cię jakiś mag z innej krainy, wiem.
- To chyba dobrze, prawda?
- Nie. Twoje uzdrowienie to... Cud, a ja nie wierzę w cuda. Ponadto ten czarodziej wydawał się dość... Ciekawą osóbką. Myślę, że nas dziś śledził.
- Nie bądź głupi.
Chłopak nie odpowiedział. Obejrzał się znów za siebie. Mógł przysiąc, że nieznajomy cudotwórca ich obserwował. A to oznaczało tylko jedno: kłopoty.