OBRAZ esej
wa, szemrzące strumyki i cisza przerywana tajemniczymi odgłosami, tworzyły nastrój wręcz mistyczny. Ten nastrój udzielił się obu wędrowcom, tak różnym. Pan Roman myślami był w Jerozolimie, w tym dniu, kiedy Jezus… „Wlókł się krok za krokiem pochyloną głową, borykał się z ciężarem patibulum, które kołysało się na Jego barku jak ramiona ogromnej wagi, a za każdym jego przechyłem – Jezus zataczał się, przystawał i znów szedł kilka kroków, wciąż mocując się z brzemieniem i chwiejną równowagą belki, i z bólem przyprawiającym Go o omdlenie” -O, czym Pan myśli Panie Romanie- cicho zapytał Maksymilian. -Próbuje sobie wyobrazić ten dzień w Jerozolimie, kiedy Jezus dźwigał krzyż na Golgotę. -Tak? A czy Pan wie, że ja tam byłem wtedy, towarzyszyłem Mu od początku, od ogrodu w Getsemani. Ostrzegałem namawiałem by porzucił to wszystko, zapewniałem Go, że nie warto. Mówię, zobacz śpią…Ty dzieje świata zmieniasz a oni śpią… Nie posłuchał. Zrobił, co miał zrobić. -Domyślałem się, kim pan jest, panie Maksymilianie. Zastanawia mnie pana konsekwencja. Tylko Zło może być tak konsekwentne. Zbliżali się do uroczej polany i tutaj postanowili odpocząć. A po prawej stronie ujrzeli krzyż. Była to zapomniana mogiła powstańcza. Kiedyś musiała rozegrać się tutaj bitwa lub w tajemnicy pochowano jakiegoś powstańca. - O, widzi pan, panie Maksymilianie ten krzyż, zawędrował aż tutaj. Mimo iż niszczy go wiatr deszcz i czas, on trwa i trwać będzie. Trwać będzie mimo pana planów zniszczenia go. Wiem, że repertuar pomysłów by go zniszczyć ma pan nieograniczony, i potrafi pan dostosować się do czasów i miejsca. Ale przecież przegrywa pan. W chwili, kiedy jest pan na szczycie, kiedy wydaje się, że pan triumfuje, kiedy wydaje się panu, że osiągnął pan zamierzony cel, wtedy kończy się noc i zaczyna ranek. Jest to ranek zmartwychwstania. -Tak, ma pan, panie Romanie racje, zawsze ktoś psuje moje dzieło. Zawsze ktoś wprowadza dysonans do mojej misternie skomponowanej symfonii. Zawsze ktoś do obrazu, który naszkicuje a potem maluje wprowadza jakieś postacie, które wszystko psują. Na przykład taki Maksymilian. -Maksymilian? -Myślę o Maksymilianie Kolbe. Zrobił jeden krok i wszystko zepsuł. Jeden krok. * Artur Grottger przywiózł swoje obrazy. To był cykl zatytułowany „Lithuania”. Zrobiły ogromne wrażenie, gdyż miały jakiś tajemniczy urok. Ta puszcza litewska pełna duchów, zjaw, powstała sama. Żadna ręka ludzka nie ingerowała, kiedy była tutaj pusta ziemia. Najpierw padło jedno ziarenko przyniesione przez wiatr, i po latach wyrosło drzewo, a potem rozrastał się ten lasek, który lasem się stał i puszczą potem. Zwierzęta znalazły tutaj swój dom, a małe strumyki płynęły wśród zwalonych drzew. I tak to trwało wieki. I zamieszkał tutaj duch. Duch puszczy. I tego ducha ujrzał Artur Grottger i namalował go. * A Marcin list z Niderlandów otrzymał.Syn pewnego młynarza zapragnął przybyć do Marcinowego dworku i zaprezentować swoje prace.Zabrał się, więc Marcin do przygotowania Miejsca dla nowego przybysza, a w tym czasie wrócił ze spaceru po puszczy pan Roman. Wrócił sam , bo Maksymilian , pożegnał się i pognał gdzieś by realizować swoje idee, wróżnych miejscach Europy. Przygotować grunt pod przyjście wieku XX, wieku w którym mają spełnić się marzenia XIX wiecznych marzycieli. - No jak pan puszczę naszą znajduje- panie Romanie, urocza czyż nie? - O, tak. I pełna tajemnic. -No właśnie. Wie pan, że tam żyje pustelnik, bardzo ciekawy człowiek. Zanoszę mu, co jakiś czas chleba parę bochenków, pogawędzimy trochę… a z nim jest, o czym. Musi pan się z nim spotkać koniecznie. - Dobrze. Chętnie z nim porozmawiam, jeśli ma się rozumieć zechce się ze mną spotkać. - Jutro panie Romanie pokażę panu drogę do niego, ale wybaczy pan z panem nie pójdę gdyż nowego goście w moich progach witać będę. -Tak? A któż to taki? -Rembrandt, syn młynarza. - Napisałem panie Marcinie o nim sztukę teatralną. Syn marnotrawny. To wie