Nowe życie
- Spokojnie. Zjem i pójdziemy. - Odpowiedziała mi spokojnie między kęsami. Miałem ochotę ją nieco popędzić, ale... Ehhh. Pokiwałem głową. W sumie nie ma co jeść w pośpiechu. Mamy wodę. Wiemy, w którą stronę iść... Z nurtem. Czy potrzeba aż takiego pośpiechu?
W końcu zjadła, a mi się i humor poprawił. Wreszcie stąd wyjdziemy!
- Tylko tym razem bez spadania, dobrze? - Zapytała mnie z uśmiechem. Oczywiście, że bez upadków! Nie mam zamiaru być jeszcze bardziej obtłuczony, niżeli jestem teraz!
Wysforowałem się w przód.
- Oj, Vic, daj spokój! - Krzyknąłem w końcu, gdy zauważyłem, ze moja siostra jest mocno w tyle za mną. Pogoniłem ją nieco ręką.
Nagle poczułem, jakby zrobiło się nieco... Zimniej? Nagle wyraźnie poczułem, że ktoś albo coś się za mną pojawiło...
- Uważaj! Za tobą! - Wrzasnęła gwałtownie. Nie minęło kilka sekund, gdy wyciągnąłem scyzoryk i wbiłem go w to, co za mną stało. To coś okazało się... Okazało się demonem? Człowiekiem? Sam nie wiedziałem, czym to było. Coś.. Raniłem to. Głęboko, między żebrami... Bałem się. Chciałem przycelować mniej-więcej na wysokość ud, a trafiłem między żebra... Słyszałem, jak jęk wydobywa się z ust tego stworzenia...
Potem nie słyszałem już nic. Czułem tylko, jak w którymś momencie krew, posoka, czy co to było, skapnęło ze scyzoryka na moje buty. Widziałem, jak to stworzenie osuwa sie na ziemię...
Wpadłem w szok. Nic do mnie nie docierało. Patrzyłem tylko w otwarte oczy tego... Czegoś... Słyszałem, że siostra coś do mnie mówi. Że coś szepcze. Nie docierało to do mnie. Nadal patrzyłem na zabitego stwora z otwartymi oczyma.
- On ma rogi... - Zaskoczyło mnie to, że mój głos brzmiał tak chrapliwie. Dopiero wtedy uprzytomniłem sobie, że siostra płakała. Do tego przytuliła mnie do siebie, jakby chciała mnie przed tym ochronić.
- Juz dobrze... - Wyszeptała tylko. - Raczej go zabiłeś.
Dopiero, gdy siostra powiedziała to na głos, mózg zaczął chyba przetwarzać dane... Zabiłem demona. Matko Najdroższa, zabiłem go! ZABIŁEM!
To jedno słowo brzmiało mi w głowie jak jakieś przekleństwo. Wtuliłem sie w siostrę z płaczem. Zabiłem go. Zabiłem go. Zabiłem.. Zabiłem...
A co, jeżeli on chciał nam tylko wskazać drogę? Przecież nie zrobił nic złego. Po prostu za mną stanął. Zabiłem demona. Nie powinienem tego robić. Dlaczego zareagowałem tak gwałtownie? Zamiast obrócić się i sprawdzić, czemu siostra tak głośno krzyczy, natychmiast wyciągnąłem nóż... Dlaczego ja to zrobiłem? Czemu?
- Pochowamy go? - Zapytałem wreszcie. Świadomość, ze miałby nie zostać pogrzebany z naszej winy, nie dawała mi spokoju. Być może był wierzący? Może u nich chowało się ludzi? Znaczy, demony? Może... Nie mogłem pozwolić na to, by jego ciało tak tu tkwiło i gniło. - Choćby w wodzie... - Pisnąłem. Nie mogłem znieść samego obrazu ciała. Nie mogłem pogodzić się z tym, że to moja wina... To ja... Zabiłem.
Zabiłem...
Nagle wreszcie przyszła obojętność. Moja głowa przestała w ogóle funkcjonować. Wzięliśmy ciało i ułożyliśmy w rzece. Popłynie z prądem... Ale przynajmniej... Nie będzie leżało.
Nie będzie leżało... Nie mogłem zrozumieć, czemu tak postąpiłem. Czułem, jak drżą mi ręce i nogi... Mimo bólu nawet nie próbowałem tego uspokoić. Nie było sensu.
- Wyjdźmy stąd. - Powiedziała wreszcie moja siostra. Skinąłem jej głową. Złapała mnie za rękę. Ku mojemu zdziwieniu, nieco mnie to uspokoiło.. Trochę.
Im dalej szliśmy, tym było lepiej. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce. Jak najszybciej... Nie chcę go więcej widzieć!
- Pomyśl o tym jak o zabiciu węża. - Powiedziała w końcu cicho. - Gdybyś nie zabił tej istoty, ona zabiłaby ciebie. - Dodała jeszcze ciszej. - A tego bym nie zniosła...
- Ale jestem tutaj. - Odpowiedziałem. Czułem, że też potrzebuje pocieszenia. Pewnie też przeżyła szok. Uścisnąłem jej rękę. Widziałem, jak na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. To dobrze. Niech chociaż ona czuje się dobrze. W końcu to nie ona była winna. To ja zabiłem tamtego demona...