MELODIA cz.1
Opowiadanie inspirowane muzyką Vanessy Mae. Część pierwsza.
Strach nie ma granic. Są jedynie tamy ludzkiej woli, które potrafią mu się oprzeć, lub też z hukiem ulegają jego sile. Mówią wtedy, że człowiek jest obłąkany. Ja jestem niemy. Nawet jeśli poczuję ból. Wtedy moje usta otwierają się by wydobyć dziwny charkot.
Nie mogę bronić się przed strachem krzykiem.
Miałem wypadek. Mój przyjaciel wpakował samochód, którym jechaliśmy, pod przyczepę TIR-a. Był pod wpływem alkoholu. Wracaliśmy z klubu. Potworna głupota. Ja sam leżałem z tyłu, w niewiele lepszym stanie. Auto posiadało poduszki, ale te na skutek jakiejś awarii w ogóle się nie pojawiły. Mózg mojego przyjaciela rozbił się jak arbuz…
W pierwszej chwili wszyscy myśleli, że nikt tego nie przeżył. Ale okazało się, że mnie można jednak jeszcze poskładać.
Widziałem jak wjeżdżamy pod tę przyczepę…Krew…
Poskładany nie mogłem spać. Moje wizje stały się przerażająco dokładne. Wpadłem w pułapkę własnej iluzji. Dla kogoś takiego jak ja, kto potrafi innym ukazać biegnącego po wodzie goryla, tak perfekcyjnie, że jesteś święcę przekonany o jego istnieniu i dziwisz się, że nikt inny nie zauważa tego zjawiska, ponieważ jest ono akurat przeznaczone tylko dla ciebie, to prywatna sala tortur. Zniszczyć chciała mnie własna wyobraźnia. Wszędzie gdziekolwiek spojrzałem była krew. W jedzeniu, w moim własnym łóżku, w kącie. Ta w kącie była najgorsza. Niby jej tak naprawdę nie widziałem, ale wiedziałem że tam jest. Że gdy tylko odwrócę wzrok to ją zobaczę.
Długo wracałem do równowagi. W ciszy i odosobnieniu, krok po kroku, nie do końca rozumiany ze swoimi problemami przez bliskich. Wreszcie nad tym zapanowałem, nim iluzja opanowała mnie.
List od mojej ciotki był szansą, na którą czekałem, by wreszcie oderwać myśli. Ciotka szczerze mnie nie znosiła. Uważała, jeszcze przed wypadkiem, że moje miejsce jest u czubków. Moja matka lekceważyła jej zdanie a moje zdolności traktowała jako rzecz naturalną, więc nie żyły ze sobą w dobrych stosunkach, jak przystało na siostry. Ten list był rzeczą niezwykłą. Ciotka prosiła mnie, niemal błagała, żebym przyjechał i pomógł odnaleźć jej córkę, Martę.
Wszyscy i wszystko inne zawiodło.