Miastoprojekt
n Leon Hipolit Kozietulski. żołnierz Napoleona. Paweł: Czego Pan sobie życzy? Kozietulski: Czy jest u Pana mój ojciec? Paweł: Nie, nie ma tu pańskiego ojca. Dlaczego miałby tu być? Kozietulski: Mój ojciec był kiedyś będzińskim starostą… Paweł: I co z tego? Kozietulski: Do Pana przychodzą dawni będziniacy, myślałem że jego też Pan zaprosił. Paweł: Nikogo tutaj nie zapraszam. Sami przychodzą. I nie do mnie, do kolegi, który korzysta z mojego komputera i pisze książkę o Będzinie. Kozietulski: Panie, otwórz Pan te drzwi, bo zaszarżuję! Wezwę tutaj swój szwadron i zrobimy z pana mieszkania Somosierrę, Paweł: Nie ma tu Pana ojca, ale powiem koledze, żeby napisał o nim. Niech Pan wraca pod Somosierrę i tam szarżuje a my będziemy pamiętać, że ojciec tak słynnego polskiego kawalerzysty był związany z naszym miastem. Wracaj Pan, Panie Kozietulski. „Lance do boju szable w dłoń!…” Kozietulski: „…bolszewika goń, goń, goń!” Paweł: Poszedł. Andrzej: Historia jest rzeczywiście nieobliczalna. Paweł: Raczej ludzie. Tacy szaleni, romantyczni. W moim mieście będą mieszkać ludzie rozważni, racjonalni, przewidywalni. Nie będą robić szalonych powstań, szaleńczych szarż i innych głupstw. Andrzej: Raczej powiedz nudziarze bez polotu. Ach! Teraz rozumiem, chcesz aby w twoim idealnym mieście żyły marionetki. Ludzie z plastiku i silikonu. Takich chcesz? Akt I Scena XI (Paweł i Andrzej rozmawiają) Paweł: Jak już piszesz taką rzecz to musisz się liczyć z takimi odwiedzinami. Andrzej: Ale kim oni są? Paweł: Oni są personifikacją twoich myśli. Andrzej: Jak to mądrze brzmi. Personifikacja. Powiedz lepiej: chcą trwać w pamięci. Paweł: Ja, widzisz, nie mam takich problemów i mieć nie mogę. Przeszłość jest niebezpieczna. Wybierzesz do książki swojej jakiegoś rycerza, napiszesz o nim, to będzie potem miał pretensje do ciebie wójt, żeś go nie wstawił. Nie dogodzisz nikomu. Ani czytelnikom, ani widzom, zawsze będą mieli pretensje, ale… rób swoje. (pukanie do drzwi, wchodzi dwóch górników) Jeden z nich: Była tu mowa o Paryżu. Andrzej (zdziwienie): O Paryżu? O już dawno. Ach tak, Jacek wspominał. Górnicy: Bo my z Paryża. (w tle cicho brzmi muzyka utwór „O Champse- Elisses”) Andrzej: Tak? Znaczy Francuzi? Górnicy: Nie. Bracia Boreccy. Górnicy. Z kopalni Paryż. Zagłębie, Będzin, to węgiel. Wie Pan ile tu było kopalni? A Pan robi jakąś poetycko – romantyczną krainę. To nie jest prawda. Wie Pan jak wyglądał Będzin? Te tłumy zdążające do kopalni, do huty. Szarzy robociarze. To była istota miasta, nie było czasu na pisanie i czytanie. Andrzej: Znana ta wasza historia. Brat oddał życie za brata, próbując go ratować Wzruszające. Ale teraz już nie ma kopalni. Nowe czasy. Wiek informacji, komputeryzacji. Epoka pracy się skończyła. Teraz panuje wiek rozumu. Bracia: To co, już ludzie niepotrzebni? Paweł: Właściwie tak. Ludzie są niepotrzebni. Maszyny robią wszystko. Andrzej: Panowie górnicy, na początku przyszedł do mnie rajca, który chciał zburzyć zamek, bo kogoś tam kawał muru zabił. A teraz widzę wy. Na was spadł kawał węgla. I wiecie co, macie zadośćuczynienie. Paryża nie ma… i nigdy nie będzie. Akt I Scena XII (cicho, wchodzi nieśmiały, skromny człowiek – furman Lucjan rozwożący węgiel po Będzinie. Andrzej i Paweł długo go nie zauważają, rozmawiają o rzeczach obojętnych) Furman: (chrząka aby zwrócić na siebie uwagę) Andrzej (przygląda się z rezerwą): No co jest… Pan, czego sobie życzy? Furman: Ja… bardzo przepraszam… nie śmiem prosić… Andrzej(obcesowo): O co prosić? Furman: …bo ja chciałem prosić aby Pan o mnie wspomniał... napisał… Andrzej: O Panu? A kim Pan jest, czym się Pan wsławił? Napisał Pan coś, namalował, skomponował , walczył pan o coś, miasto coś Panu zawdzięcza?… Furman: Ja właściwie… nic. Ja tylko ten… węgiel rozwoziłem. Głowy nie miałem do naukiR