Miastoprojekt
idealne miasto. Proponuje swoją osobę jako konsultanta. Tak się nazywa ta funkcja teraz, czyż nie? Doradzałem już wielu takim wizjonerom, jak Pan. I wiele, wiele moich pomysłów przejęli, ba nawet wprowadzili w życie. Paweł: Pan jest od legend i bajek. Boruta: Myśli pan? Zresztą, niech tak sobie ludzie myślą. Ja, powiem Panu, nie tylko pomalowałem wam rzekę na czarno, próbowałem również robić to, do czego jestem powołany. Paweł: A do czego jest Pan powołany? Boruta: Nie wie Pan, do siania zamętu. Nie wiedział Pan o tym? Paweł: Pan? To ciekawe. Boruta: Będzie ze sto lat, chociaż czas dla mnie nie ma żadnego znaczenia, jak namawiałem robotników na Ksawerze, by zrobili rewolucję. Andrzej: Tu? Rewolucja… nic o tym nie słyszałem. Boruta: Przybrałem postać agitatora, i poszedłem na ich spotkanie. Mówię do nich tak, a mówca ze mnie jedyny: „Zmówcie się z pozostałymi robotnikami i zróbcie rewolucję. Patrzcie, w pałacu na Gzichowie przyjęcie, pałac rzęsiście oświetlony. Jedzą, piją, a wy głodni. Wyrzućcie ich z pałacu, i wy w nim zamieszkajcie. Wy będziecie jeść i pić. Będziecie mieć służących w białych rękawiczkach, kawior wam podadzą i przepiórki. Tylko zdecydujcie się. Nie martwcie się, zmyjecie krew z rąk. Bądźcie silni! Do was należy świat” Andrzej: I co? Posłuchali? Boruta: Nie. Nie posłuchali. Coś o piątym przykazaniu mówili. Mówili że nic się nie zmieni, tylko lokatorzy pałacu. Zwodziciel z Nazarethu jeszcze miał wśród nich duże wpływy. Andrzej: Panie Boruta. Jeżeli Człowieka z Nazarethu nazywa Pan zwodzicielem to jak Pana nazwać? Boruta (nie podejmuje tego tematu): Powędrowałem gdzie indziej. Wiecie gdzie. Tam mnie posłuchali, i popłynęła rzeka. Rzeka krwi! (kończy z uniesieniem) Andrzej(podniecony, zdenerwowany): To ty rzeki farbujesz nie tylko na czarno! Ale idź już. Idź precz! Diabeł Boruta: Panie Andrzeju, przecież Pan wie, pamięta Pan co o mnie napisał Goethe: „Jam cząstka siły mała co zła pragnąc zawsze dobro zdziała” Andrzej: Rzeczywiście, zwodziciel. Stary przekręt. Boruta: Przepraszam bardzo, tylko nie stary. Boruta wychodzi. Akt I Scena V Paweł chodzi wokół makiety, dochodzi do komputera, robi notatki. Wchodzi Andrzej. Andrzej: A ty co? Ciągle pieścisz to swoje miasto idealne. Paweł: Wiesz, tutaj nie ma prawa nic zawieść. To ma być precyzyjna machina. Andrzej: A ludzie? Ludzie często zawodzą. Paweł: Ludzie będą specjalnie dobrani. Zadbamy o to, by byli tu tylko zdolni i wybitni. Specjalna komisja dobierze elitę. (mówiąc, cały czas coś zmienia, przestawia) Andrzej: A ci nieprzydatni, niezdolni, przeciętni? Paweł: W idealnym mieście muszą mieszkać idealni ludzie. (Odchodzą od makiety i analizują wykresy na ekranie komputera. W tym czasie zjawia się malarz. Niesie ze sobą paletę, farby i obraz. Paweł odwraca się.) Paweł (zniecierpliwiony): Andrzejku, znów masz gościa…wchodzą jak do swojego! O! Pan, widzę, malarz, artysta. Malarz: Witam Panów. Mieszkałem pod zamkiem, i byłem pod urokiem tej historycznej ruiny. Malowałem go ze wszystkich stron i maluję nadal. Andrzej: Pan urodzony tutaj? Malarz: Nie. Urodziłem się za Uralem. Dzieckiem zesłańców jestem. Kiedy zaczęła się rewolucja i kiedy budowano idealny świat, postanowiłem opuścić tamten kraj, i zawędrowałem aż tutaj. Nie chciałem żyć w idealnym kraju, bo nie pasowałem do ich koncepcji. Pozbywano się takich jak ja. Bo zawsze ktoś nie pasuje do wymyślonego schematu. Andrzej: Tutaj Pan malował? Malarz: Tak, dużo malowałem. Fascynował mnie temat biblijny, historyczny, i wie Pan, odkryłem że to miasto zawiera w sobie uniwersalne tematy. Paweł: A moje miasto da się namalować? Niech Pan będzie łaskaw rzucić okiem, okiem, że tak powiem, artysty. Malarz (ogląda długo z zaciekawieniem): Nie da się. Wie Pan dlaczego? Nie ma tutaj ducha wieków, nie ma tutaj prawdy. To miasto jest martwe. Już rodzi się martwe. Paweł: Cóż to jest prawda? To jest prawdą, co my uznajemy