Małpki idą do nieba
- Trzy minuty. Rozumiesz? Trzy pieprzone,
ostatnie minuty. Chodź szybciej. Musimy dojść na koniec peronu, tam gdzie
pociąg będzie jechał z wystarczającą prędkością. Pośpieszymy się, to zdążymy
jeszcze poprosić Boga o odpuszczenie grzechów. Kolejne małpki odejdą do nieba.
- Kochanie, nie wytrzymałabyś tam nawet dwudziestu
minut. W niebie nie można słuchać Janis Joplin, ani nosić jeansów. Nie ma
twoich ulubionych niebieskich Pall Malli.
- Nie ma szkoły, deszczu i MTV. Nie ma
dni, które trzeba spędzać, siedząc na dworcu z butelkami taniego alkoholu.
Była już na wyciągnięcie mojej ręki. Dwie pary
dziurawych, popisanych czarnym flamastrem trampków, dwie pary spranych Levisów
z secondhandu, t-shirt Doorsów nakryty flanelową koszulą i bolerko w panterkę
na beżowej koszulce, wtulone w siebie.
- To jedyna możliwość. Inaczej tu zwariujemy. –
Marta powiedziała to swoim zachrypniętym, uroczo niskim, dziewczęcym głosem.
Nie musiała już krzyczeć.
Dało się już słyszeć dziwięki wydawane
przez pędzący w oddali pociąg. Pomyślałem wtedy, że Marta ma rację. Może
rzeczywiście znalezienie się dzisiejszego popołudnia pod kołami pośpiesznego,
to jedyna słuszna przyszłość, która możemy wybrać?
Nieziemsko
pociągająca wizja nowego początku.
- Jakie to piękne. – szeptała mi do ucha
– Zamieszkalibyśmy ponad deszczem. Codziennie świeciłoby słońce. Zbudowalibyśmy
sobie idealnie biały domek bez telewizora, komputerów z dostępem do internetu.
Byłby tam tylko jeden pokój. Sypialnia. Pośrodku stałaby wygodna kanapa z
aksamitnymi poduszkami . Leżelibyśmy na niej całymi godzinami, wtuleni w
siebie, słuchając starych, winylowych płyt. Bóg chyba zgodzi się na U2, co?
- Tak. Raczej tak. Przecież Bono pomaga
głodującym i nosi złotego Jezusa na szyi.
- Wszystko powinno pójść zgodnie z
planem.
Przerażający brak odpowiedzialności.
Biała chatka z kominkiem. Pociąg się spóźniał, a my przytuleni do siebie,
zdążyliśmy usiąść na ostatniej ławce peronu.