Małpki idą do nieba
Niezrozumiałe, tragiczne, romantyczne, niepoukładane,
krążące po naszych głowach myśli, nie pozwalały nam na wypowiadanie
jakichkolwiek słów. Marta rozglądała się nerwowo, zaszklonymi oczami. Tuż pod
nimi, po piegowatych policzkach spływał rozmazujący się, czarny tusz do rzęs.
Wciąż zraszał nas bezkarny deszcz. Byliśmy przemakalni. Ciemne, ociekające
włosy przylepione do jej czoła, skroni, policzków i rozmazany makijaż, jakby
przekalkowany na jej twarz ze zdjęcia Courtney Love, nadawały jej cudownie
smutnego uroku.
Nieustannie przerzucała wzrok z jednej
strony na drugą. W lewo spoglądała częściej, a po każdym spojrzeniu oddychała
trochę spokojniej, wolniej płynęły łzy. Wypatrywała tam rozpędzonych,
wypełnionych znudzonymi pasażerami wagonów, dla których jej skok byłby tylko
denerwującą przeszkodą w szybkim dotarciu do celu podróży. Maszynista, który za
chwilę miał wjechać na nasz peron, nie zdawał sobie pewnie sprawy, że jego
lokomotywa oprócz dotarcia do zamierzonego na dziś miejsca, może wykonać
jeszcze jeden dodatkowy kurs. Dwoje pasażerów wybierających się do nieba na
gapę.
Kiedy spoglądała w przeciwną stronę, na
jej policzkach, zaczynały pojawiać się dziesiątki nowych kanalików,
wypływających z zanieczyszczonych maskarą rzek łez. Za każdym razem jej mimika
wskazywała na poważny niedobór endorfin w organizmie. Zdawało się, że próbuje
uchwycić tam jakąś alternatywę dla swojego losu, nową ideę, nowe miejsca,
ludzi, dla których warto byłoby zostać, wojnę, w której mielibyśmy o co
walczyć, poetów, którymi nie rzygalibyśmy po dwóch pierwszych strofach, emocji,
które moglibyśmy poczuć naprawdę.
- Chciałabym wstać – powiedziała
zdejmując moją rękę ze swoich ramion. Nasz pociąg trąbił, choć jeszcze go nie
dostrzegaliśmy. Wyciągnęła z kieszeni mojej koszuli przemoczoną paczkę fajek.
Próbowała drżącymi rękoma zapalić jedną. Próbowała.
- Musimy Kubuś – mówiła do mnie. Znowu
niebezpiecznie przekraczała linię. Patrząc na nią wiedziałem, że sprawa byłaby
banalnie łatwa.
- Chcesz, mogę ci pomóc z tym papierosem?
- Kubuś, pieprzyć go. Złap mnie za rękę.
Powiedz, że mnie kochasz. Zamkniemy oczy i nie zabraknie nam odwagi. Później
wszystko będzie w porządku.
- Ok. Marta, do cholery! Złaź stamtąd.
Koniec tego pierdolenia. Ten cyrk już skończył przedstawienie na dziś. Tygrysy
wracają do klatek. No chodź. Jak chcesz, to możemy pójść na gorącą kawę i
pączki.