Wódz i szaman

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Mam prawie czterdzieści lat, świetną pracę, spore oszczędności, i serdecznie dość. Przede wszystkim ludzi. A w szczególności kobiet. Jednej konkretnie. Nie chcę się rozwodzić na ten temat. Wystarczy jeden rozwód. Ale Aneta wciąż nie daje mi spokoju, wciąż jej mało. Zalazła mi za skórę tak bardzo, że krzywo zacząłem patrzeć na wszystkie kobiety. Już nie wiem, co robić, wystąpić o sądowy zakaz zbliżania się? Może gdybym był kobietą. Ale facet i taki zakaz? Trochę słabo, mocno niemęsko.

Zostawiłem jej duże mieszkanie, które kupiłem jeszcze przed ślubem i wyniosłem się do kawalerki na drugim końcu miasta. Ci, którzy znają sprawę i powód rozpadu mojego małżeństwa, pukają się w czoło, że tak zrobiłem. A ja chciałem do końca być w porządku, żeby niczego już ode mnie nie chciała. No cóż, pomyliłem się. Ale przynajmniej sam ze sobą czuję się dobrze. Chociaż z kimś.


Wcześniej tego nie zauważyłem, mimo że z moją żoną zołzą też mieszkaliśmy w bloku, że w ogóle nie znamy się z tymi, którzy mieszkają obok. Sam nie wiem, do czego ludziom potrzebne skupiska. To upychanie w bloki i osiedla jak rybki do puszek. Mieszkam tu już czwarty miesiąc i nie mam pojęcia, kim jest małżeństwo z dwójką dzieci po prawej. Albo starsze państwo za drzwiami naprzeciwko. A ludziom nade mną i pode mną nawet nie mówię „dzień dobry”. Ci pode mną to para około pięćdziesiątki, chyba małżeństwo. Kochają się często i głośno. Jednak nigdy nie słychać tej pani, za to zawsze tego pana. Ja chyba nigdy jeszcze nie przeżyłem takiego uniesienia.

Coś się we mnie zmieniło po rozwodzie, bo zaczęła denerwować mnie obecność ludzi, to, że są tuż obok za ścianą, niecały metr ode mnie. Czuję ich obecność i emocje przez ściany. Nie podoba mi się to. Zacząłem dużo spacerować, ale drażnią mnie mijani ludzie, potwornie ich dużo. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nigdy taki nie byłem.

Ktoś ze znajomych mojej byłej żony widział mnie chyba podczas jednego ze spacerów, bo dwa miesiące temu mnie znalazła. Koczuje pod blokiem, dzwoni do drzwi. Jak tylko się pokażę, atakuje i chlusta we mnie ściekiem ze swoich ust, jakby była szambem bez dna. W końcu próbowałem zrozumieć, co chce osiągnąć, nawet dać to, byle się jej pozbyć. W granicach rozsądku rzecz jasna. Słuchałem cierpliwie, starając się przyjmować te fekalia bez emocji jak oczyszczalnia ścieków. W pewnym momencie przerwała i odeszła. Stałem dalej, zdziwiony jak chyba jeszcze nigdy. Wydaje mi się, że się zmęczyła, albo zaspokoiła. Na chwilę.

Wróciła na drugi dzień i znowu zaczęła. Widzę ją kilka razy w tygodniu. Czasami daje radę mnie dopaść. Zrozumiałem, że niczego nie chce, tylko się pastwić. Żal mi jej, że tak marnuje swoje życie, że jest chora. I mam już dość bycia workiem treningowym.

W końcu się stąd wynoszę. I nikt o tym nie wie, tylko rodzice.

Pracuję w domu na komputerze. I któregoś wieczora, słuchając stękania faceta z dołu, wpadłem na pomysł, że przecież mogę mieszkać wszędzie. Znalazłem możliwie najgłębszą wieś w północnej Polsce, całkiem przypadkiem. Nic tam nie ma, żadnej trasy w pobliżu. Wygląda jak odcięta od świata. Chciałem uciec jeszcze dalej, najlepiej w Bieszczady, ale mam tutaj rodziców i nie chcę tracić całego dnia na dojazd do nich. W końcu będę musiał się nimi zająć, to mój obowiązek. Na razie nie widujemy się często, nie jesteśmy specjalnie zżyci. Moi rodzice już tacy są, zawsze byli zimni i wolą być sami. A mnie zawsze brakowało dobrych uczuć. Mama nigdy mnie nie przytulała, nie mówiła niczego miłego, o ojcu nie wspomnę. Ale teraz już jestem za stary, żeby się tym przejmować i rozpamiętywać. Ja starałem się być miły i dobry dla żony i widać, ile to dało.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04