Małpki idą do nieba
- Nie mam ochoty i masz rację cyrk się
zwija na dziś. Na zawsze. Klatki zostaną puste, bo małpki odchodzą do nieba.
- Proszę cię, daj już spokój.
- Kupisz mi watę cukrową?
- Niestety cyrk już odjechał. Widzisz?
Wszyscy się rozchodzą. My też powinniśmy się zmywać.
- W naszym domku na pewno byłaby wata, o
jakiej mi się nie śniło. Ja nie mogę już dłużej czekać, Kubuś!
Przysięgnąłem sobie, że już nigdy więcej
nie będę pił taniego wina z kobietą, tak ambiwalentną, niezrównoważoną
emocjonalnie jak Marta. Byłem pewny, że gdybym zostawił jej wolną rękę, ona
skoczyłaby.
- Marta, obiecuję cię, że kiedyś stąd
uciekniemy, ale nie w tak beznadziejny sposób.
- Nie ma innej sposobu, kochanie! Żadnej
pieprzonej drogi – wrzeszczała. Późniejsze słowa zagłuszył zbliżający się
pociąg.
Marta odwróciła się w stronę torów. Z jej
roztrzęsionych rąk wypadał na nie niezapalony papieros. Dystans dzielący Martę
i pociąg był już niebezpiecznie krótki. Betonowych płyt, znajdujących się
pomiędzy szynami było niewiele. Maszyna zwalniała, ale na nic nie było jeszcze
zbyt późno.
Potem leżeliśmy razem na nieprzyjemnie
mokrym chodniku. Obejmowałem ją, wyrywała się. Ona naprawdę zamknęła oczy. Nie
mogłem pozwolić na kolejny ruch.
- Małpki zostają, kochanie.
- Nienawidzę cię – szepnęła.