Kawiarniana znajomość

Autor: zibi16
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- To coś innego.

- Dlaczego?

- … Bo to coś innego. Nie pyta pan serio?

- Całkiem serio.

- Nie porówna pan gry na wiolonczeli do sekcji zwłok.

- A dlaczego? Przecież gra na wiolonczeli przenosi panią w inny świat, gdzie jest pani samotna. I może doświadcza pani czyjejś obecności, albo tylko - odczuwa pani jej brak. Dlaczego pani śmierć traktuje jak cierń w oku? Śmierć też jest muzykiem, często ciszą.

- Jest pan taki romantyczny… A we mnie tylko ciekawość. Pańska praca jest ciekawa. Nie szukam w niej pretekstu do wielkich słów. Śmierć bliskiej osoby jest dramatem, tragedią… Taka jest śmierć.

- Sprowadza mnie pani na ziemię. Ma pani rację. Człowiek, który traci grunt pod nogami, szuka wielkich słów, które by mu zastąpiły utraconą równowagę. Ale to się nie udaje.

Chwilę milczeliśmy.

- Cieszę się, że pana spotkałam… - Nie było w jej głosie udawania. Teraz już wiedziałem, że mi nie ucieknie.

- Możemy mówić sobie po imieniu? – zapytałem.

- Luiza…

- Jacek.

- Przydałby się bruderszaft… - uśmiechnęła się.

- Do bruderszaftu wrócimy. Bez niego ani rusz.

- Widzę, że masz jakieś plany. Czy je poznam?

- Moje plany, to wyjść stąd i gdzieś pójść z tobą. Ale koniecznie wyjść stąd.

- To dziwne miejsce… Czuję się tu, jakbym była grzesznicą.

- A wiesz… i mnie nie opuszcza poczucie grzechu – starałem się nie roześmiać.

- Chyba oboje jesteśmy grzesznikami. A może ci biedacy też? – spojrzała na siedzących ludzi, cichych, jakichś przymuszonych do tej cichości.

- Niedługo stąd wyjdziemy i zapomnimy o tych biedakach.

- Masz rację. Co wcale nie oznacza, że tych ludzi już tu nie będzie. My też, na zawsze staniemy się duchami tej kafejki.

- Tak dzieje się zawsze… Kogo lub czego się dotkniemy, już rości sobie prawo, by uważać nas za naszych krewnych. A gdy tylko przyznamy im takie prawo, szybko nas zawłaszczają. W końcu stajemy się niewolnikami własnej wyobraźni, która ustanawia własne prawa, okrutne, nie określone słowami prawnika, bezkarne.

- Z wyobraźnią nie ma żartów – uśmiechnęła się.

- A ty? Nie boisz się, że wiolonczela weźmie cię w jasyr?

- Już mnie wzięła.

- I nie boisz się, że zrobi z tobą, co zechce?

- Chyba jestem nieuleczalnie chora, bo jest mi to obojętne.

- To wyobraź sobie siebie siedzącą na krześle, na scenie. Jesteś oświetlona punktowym światłem, a wokół ciebie mrok. Grasz coś pięknego i tak smutnego, że ukryty w mroku słuchacz odpływa sobie w swój świat, a czyni to tak skutecznie, że po wyjściu sali idzie do ubikacji i wiesza się na pasku od spodni. Nie sądzisz, że ten biedak zasłużył sobie na taki los? Jak myślisz, czy twoja gra ma moc stwarzania faktów? Bo przecież grasz dla innych?

- Jacek… z tym wisielcem, to przesada. Z równym powodzeniem mógł się powiesić nie chcąc słuchać już gderania żony. Samobójców nam przybywa, i nie sądzę aby to miało coś wspólnego z ich zamiłowaniem do muzyki poważnej.

- Szkoda… Po każdym koncercie wzrastałaby liczba moich klientów. Choć, oczywiście… zaakceptowałbym podcięcie żył, skok z wysokości, a nawet dobrotliwą truciznę. Mój fach miałby wzięcie.

- Żartowniś z ciebie.

- Ciut humoru w moim zawodzie nie zaszkodzi.

- Jacek… Nie chcę być z tobą w twojej pracy.

- Przepraszam. Czasami plotę głupstwa. Lubię puścić wodze temperamentowi, a z nim, wiadomo, jak bywa. Najczęściej ukazuje prawdziwe oblicze swego patrona. Jeśli jest głupcem, mówi o tym bez wahania. Więc przez chwilę widziałaś mnie nagiego.

- Za bardzo coś gmatwasz…

- Komplikuję sobie życie?

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zibi16
Użytkownik - zibi16

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2023-05-04 18:17:38